Ksiądz Międlar – przepraszam, pan Międlar – postanowił przestać być księdzem a zacząć być dziennikarzem. Dziennikarzem „Warszawskiej Gazety” – antysemickiej, nienawistnej gazety. Według pana Międlara nie jest to złamanie danych ślubów, wręcz przeciwnie. Pan Międlar uważa, że jest „na wojnie dobra ze złem”. Zamierza „prać brudy kościoła”, a swoim przełożonym zarzuca, że próbowali wpisywać go w „liberalną narrację środowisk gejowskich i żydowskich lobbystów”.

Doczekaliśmy czasów, że kiedy Kościół – do tej pory kostyczna ostoja konserwatyzmu – zaczyna być krytykowany za liberalizm i obyczajową niefrasobliwość, rosną w siłę postawy fanatyzujące. Podnoszą głowy talibowie moralni z Ordo Iuris i brunatni inkwizytorzy, tacy jak pan Międlar. Prokuratura może pana Międlara, jak się okazuje, cmoknąć. Dlatego poczuł wiatr w żaglach. Sądziliście, że Episkopat jest wrzodem na tyłku polskiej moralności, hamulcowym cywilizacyjnych zmian? Że Komisja Majątkowa, że Fundusz Kościelny to plaga? Że Radio Maryja jest antysemickie? Przy zapowiedzianych felietonach pana Międlara opowiastki ojca Rydzyka o Polsce rządzonej przez Żydów mogą okazać się bajeczką na dobranoc dla grzecznych dzieci.

Po czyjej stronie jest Bóg? Pan Międlar twierdzi, że zdecydowanie po jego. Że w tej wojnie on walczy po stronie dobra. Że to on prawidłowo interpretuje niebiańskie wskazówki, a katolicki Bóg jest polskim narodowcem. Kościół mówi o sobie dokładnie to samo – to instytucja mająca monopol na przesłanie Chrystusa. Pod naszym nosem rodzi się fanatyzm, oparty na tym samym mechanizmie co radykalne bliskowschodnie odłamy islamu. Jedni przepasają się trotylem, inni wzywają do postawienia szubienic i wyciągnięcia brzytew. Maja taką samą ideę niewiernych, których należy eliminować. Pan Międlar nie musi już zawracać sobie głowy kwestią ewangelizacji. On będzie rozdawał brzytwy i szczuł. Najsmutniejsze jest to, że nie widzi nic niestosownego w zaprzeczeniu całemu swojemu dotychczasowemu życiu. Odkrył jeszcze prawdziwsze powołanie? Jeszcze lepszego Boga niż ten, któremu ponoć do tej pory służył? Zew krwi i znalezienie wspólnego wroga daje adrenalinę nieporównywalną z niczym. Pan Międlar w swoich narracjach doskonale łączy rzucenie się na Goliata z husarską butą i sarmacką pogardą dla innowierczych imperiów. Jest bardziej porywający, przez co bardziej niebezpieczny niż brzuchaci biskupi ględzący te same bzdury o in vitro i występnych dzieciach wchodzących księżom do łóżek. Teraz pan Międlar został męczennikiem. Ma swoje pięć minut, by wyskoczyć w lśniącej zbroi i narobić jeszcze większego spustoszenia w głowach ludzi, niż prowincjonalni proboszczowie z ambon i ksiądz Rydzyk w swojej telewizji. Może sobie romansować z faszyzmem najzupełniej prywatnie – kościół jako struktura przynajmniej mógł go z tego jakoś formalnie rozliczyć.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…