Pamiętam, że kiedy przyjechałam do Warszawy w 2008 roku i zobaczyłam, że w kioskach na Krakowskim Przedmieściu można kupić małych powstańców w różnych rozmiarach i cenach, oniemiałam. Pochodzę z Lublina, gdzie podobnie jak w Warszawie od najmłodszych lat pasie się dzieci wojennym koszmarem, ale my zamiast Powstania mieliśmy Majdanek, który jakoś trudniej się komercjalizuje, trudniej sobie wyobrazić plastikową miniaturkę komory gazowej. Można sobie wyobrazić, że rynek raczej w tym kierunku nie pójdzie; jeśli dzisiaj wykorzystuje się symbolikę związaną z Holocaustem, to raczej pozytywnie, jako ostateczne rozwiązanie ciążącej polskim patriotom kwestii uchodźczej. Strach na tym jednak zarabiać – pieprzona poprawność polityczna wszędzie człowieka dopadnie.
Wracając do urwisa z visem, który swoją drogą – o czym jego dzisiejsi fani zdają się nie pamiętać – walczył z nazizmem właśnie, zrobił on w ostatnich latach zawrotną karierę. Wcześniej zasięg miał głównie stołeczny, a jego wizerunek rzucał się w oczy szczególnie w okolicach 1 sierpnia. Teraz rozlał się na cały kraj, a patriotyczne wzmożenie możemy obserwować cały rok, ze szczególnym uwzględnieniem 11 listopada i 1 marca, w dzień żołnierzy wyklętych – jak wiadomo, wizerunek polskiego dziecka z bronią świetnie się nadaje do tego, żeby czcić pamięć tych, którzy po wsiach mordowali dzieci żydowskie, czy białoruskie.
Z witryny kiosku mały powstaniec zawędrował na tysiące patriotycznych koszulek i bluz. W wersji trójkolorowej – do tradycyjnej bieli i czerwieni dodaje się zieleń – przeniósł się na mury, gdzie równie dzielnie jak o wolną Warszawę, jest gotów bić się o honor Legii. Bardziej albo mniej wprawne ręce tatuażystów umieściły chłopca i jego za duży hełm na tysiącach ramion, bicepsów, tricepsów, łydek, łopatek i pośladków młodych Polaków – tym, którzy zdecydowali się na ostatnią opcję odradzam siadanie na zimnym, na mundurze albo na twarzy powstańca mogą się bowiem wówczas pojawić brzydkie pryszcze.
Pomysły na to, gdzie jeszcze można go upchnąć, mnożą się w sposób nieskończony. Oto, podpierając się o karabin, nasz bohater stoi na szczycie tortu jak smutna parodia młodej pary. Każde piętro wypieku oklejone jest jadalnym wydrukiem – na jednym widzimy podobizny powstańców, na innym płonącą Starówkę. Pyszności. Na poszewce widnieją gruzy stolicy z podpisem „63 dni chwały”. Możemy sobie wyobrazić, jak dumny posiadacz patriotycznej pościeli puszcza na powstańca bąki, czasem po sobocie zdarzy mu się zwrócić na ruiny Woli – przypomnijmy, że w rzezi tej dzielnicy zginęło ok. 50 tys. ludzi – kawałek wieczornego kebsa. Twarz małoletniego obrońcy Warszawy splami nocna polucja, a jeśli pod powstańczą kołdrą zaśnie patriotka, na mundurze pojawić się może ślad menstruacji – trzeba uważać i od razu zaprać w zimnej wodzie albo udawać, że to krew przelana za naród. Zestaw pościeli – dwie poduszki i kołdra – jedyne 159 zł.
Niestety, przejmowanie się godnością ćwierci miliona ofiar Powstania Warszawskiego – w tym dzieci, z których niektóre nosiły broń, nie przynosi tak wymiernych zysków.
[crp]Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
W antykwariatach mozna natknąć się na książkę W.Giełżyńskiego Rewolucja w imię Augusta Sandino (1978), której lewicowy autor zachwyca się dziećmi walczącymi w lewicowej partyzantce sandinowskiej. To byli bohaterowie lewicowej rewolucji nikaraguańskiej, otaczani kultem jak u nas powstańcy warszawscy. To było dobre czy złe?
Koszulki z Che Guevarą to standard, ale kiedyś widziałem gościa, który miał skarpetki z Che. Pewnie należałoby sie poużalać nad biednym Guevarą, który musi spijać syf z nóg tego gościa. A może jednak takie skarpetki są fajne, i nie ma się co czepiać?
Może się zdziwisz, ale to nie rodzice wysyłali dzieci na wojnę, ale one same uciekały z domu, by wziąć udział w walkach. Jest o tym wiele relacji. No ale trzeba by sięgnąć po stare zakurzone książki…
Oczywiście, a ich fotografie z dorosłymi żołnierzami to pewnie tak sobie strzelali, podczas castingu do powstania.
O co ci chodzi? Jesteś zdziwiona, że to nie same nastolatki walczyły ale w oddziałach byli też (i to w większości) dorośli? No ale jak czyjaś wiedza opiera sie na obrazkach (zdjęciach) to co sie dziwić
A czyli walić się będą pod kołdrą z małym powstańcem, idę o zakład że największy zbyt pościeli znajdzie ujście w parafiach, bo współczesne już zgwałcone, trzeba teraz zgwałcić małych bohaterów. Można zrozumieć że w czasie wojny śmierć, jest tak powszechna że nie robi wrażenia i nawet dzieci walczą, pewnie jak szli na śmierć to wogóle nie brali tego pod uwagę, śmierć w takich ilościach przestaje być ciężarem. Jak dowiem się że jestem chora śmiertelnie, to pojadę na wojnę, bo śmierć w dużych ilościach nie jest dotkliwa, nie czuje się jej, ilość nihilizuje jakośc śmierci. I to pewnie jest przyczyna że rodzice te dzieci posłali do boju, śmierć stała się zbyt powszechna, aby się nią przejmować. Ale teraz to bym się zastanowiła, nad tym czy posyłanie dzieci na wojne jest etyczne i czy gloryfikowanie nie powoduje brutalniejszego podejście do dzieci w czasie pokoju.