Izraelski premier Beniamin Netanjahu zapowiada oficjalną aneksję Doliny Jordanu, jeśli wygra przedterminowe wybory parlamentarne, które przewidziano w jego kraju za tydzień. Liga Arabska, poszczególne państwa arabskie i ONZ nie posiadają się z oburzenia, ale czy będzie to mieć jakieś praktyczne konsekwencje?
Netanjahu powtórzył we wtorek groźbę, którą formułował już wcześniej. Oznajmił mianowicie, że jeśli jego partia wygra planowane na przyszły tydzień wybory parlamentarne w Izraelu, ogłoszona zostanie aneksja Doliny Jordanu i północnych wybrzeży Morza Martwego do Izraela. Obecnie to część Zachodniego Brzegu Jordanu, traktowanego w prawie międzynarodowym jako terytorium okupowane. Gdyby rząd Izraela faktycznie anektował wskazany obszar, Zachodni Brzeg skurczyłby się blisko o 1/3.
Netanjahu oznajmił również, że oprócz Doliny Jordanu zamierza formalnie anektować także cały obszar zajmowany na Zachodnim Brzegu przez osiedla przeznaczone dla osadników żydowskich. W świetle prawa międzynarodowego są one nielegalne, ale Izrael od dawna się tym nie przejmuje, kontynuując akcję kolonizacyjną. W osiedlach żyje obecnie na stałe 650 tys. Izraelczyków.
Ministrowie spraw zagranicznych państw arabskich na spotkaniu w Kairze uderzyli na alarm. Oświadczyli, iż właśnie dokonuje się nowa izraelska agresja, jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego. Ocenili, że stwierdzenia tego rodzaju podważają wszelkie szanse na wypracowanie trwałego pokoju między Izraelem a Palestyńczykami, torpedują wręcz podstawy jakichkolwiek negocjacji. Odrębne oświadczenia w sprawie wydały Turcja, Katar i Jordania. Pierwsze z tych państw zarzuciło wręcz Tel Awiwowi rasizm.
Również sami Palestyńczycy interpretują słowa Netanjahu jako akt agresji. Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas oznajmił, że jeśli jakakolwiek część Zachodniego Brzegu zostanie przyłączona do Izraela, wszystkie porozumienia Autonomii z rządem w Tel Awiwie zostaną uznane za nieważne. Również zaakcentował fakt, że rząd izraelski zamierza złamać prawo międzynarodowe i po raz kolejny zignorować rezolucje ONZ. Palestyńczycy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie mają co liczyć na zagranicznych mediatorów, a już na pewno nie na Amerykanów – wszak odkąd prezydentem USA jest Donald Trump, rząd izraelski pozwolił sobie na szereg gestów jednoznacznie wskazujących na to, że nie zamierza szukać kompromisu, lecz prowadzić politykę faktów dokonanych.
I nie dotyczy to tylko Netanjahu. O tym, że aneksja Doliny Jordanu jest niezbędna „ze względów strategicznych”, mówili w tej kampanii lub przy innych okazjach liderzy praktycznie wszystkich liczących się ugrupowań izraelskich.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
A gdzie się podziała ,,opinia międzynarodowa”??? podobno wyczulona na prawa człowieka.
Czyżby strach przed okrzyknięciem przez media żydowskie ,,nazistą i antysemitą” paraliżował wolę i pióra?
A może to po prostu wynajęci ,,zawodowi” demonstranci krzyczący jedynie wówczas gdy im zapłacą?
Syjonizm niewiele różni się od nazizmu.
Syjonizm niewiele, islam – wcale.
Po prostu dwa bliskowschodnie nazizmy się nawzajem zwalczają. Nie umieją żyć pokojowo? Nie nasza sprawa. Zbudować wysoki mur, zostawić ich w spokoju, jak się nawzajem wykończą, wtedy pogadamy.