„Gazeta Wyborcza” przyznała tytuł Człowieka Roku Bronisławowi Komorowskiemu. Adam Michnik wygłosił laudację na cześć przegranego prezydenta, któremu Polacy dość dowodnie pokazali, że nie chcą go więcej widzieć na tym stanowisku.
Laudacja to szczególna. Po pierwsze pokazuje, że co jak co, ale świętowanie klęsk wychodzi nam znakomicie. Po drugie, jest jednym wielkim skowytem zbitego przez wyborców środowiska. Po trzecie wreszcie jest też dowodem, że środowisko Platformy Obywatelskiej w dalszym ciągu nie zrozumiało, co się stało w wyborach prezydenckich.
Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” najpierw wylicza sukcesy ostatnich 8 lat, kiedy Polską rządziła PO. Rozumieć należy, że przed tym okresem żadnych sukcesów nie było. Ostatnie wybory nazywa „rewoltą przy urnach” przystawiając pieczątkę pewnej aberracji wyborcom, którzy śmieli mieć inne zdanie niż środowisko GW. Zadaje pytanie: „Jak to się stało, że Polacy strzelili sobie w stopę? I na jak długo?”. Jeżeli pyta, to znaczy, że nie wie. Jeżeli nie wie, to znaczy, że samodzielna odpowiedź jest dla niego nieosiągalna. Polacy wcale nie strzelili sobie w stopę, tylko kopnęli was w tyłek. Nie ci, którzy podobno byli beneficjentami sukcesu, ale ci, którzy wyemigrowali, pracujący na śmieciówkach, bezsilni widzowie i słuchacze posiadówek reprezentantów narodu za publiczne pieniądze w drogich knajpach. I bez sensu jest pytać, na jak długo, bo strzelanie w stopę to nie proces, to akt jednorazowy. A jego skutki… cóż, to się nazywa demokratyczne wybory. Przez ostatnie 8 lat, kiedy PiS brał wciry, Adam Michnik nie twierdził, że to aberracja, przeciwnie, aprobował to jako przejaw demokracji właśnie.
Prezydentowi Komorowskiemu wręczono mapę Polski z 1715 r. Polska z tamtego czasu to wielki kraj z zalążkami jego przyszłego upadku. Laureat powiedział, że „zawsze marzył o Polsce wielkiej”. Jego słowa zabrzmiały dość zaskakująco, jeśli zważyć, że pod jego egidą Polska jest państwem agresywnym, prącym do wojny.
I nagradzający, i nagradzany pokazali, że przez ostatnie lata żyli na Księżycu.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Fajny tekst. Cały tzw. mainstream żyje na Księżycu. I nic nie rozumie – z głupoty, cynizmu, infantylizmu lub alienacji (totalnej). Bertold Brecht mial kiedyś powiedzieć (z immanentną sobie dezynwolturą i sarkazmem), że „jak władzy nie podoba się społeczeństwo to niech szanowna władza wybierze sobie inne społeczeństwo. Tylko od tego społeczeństwa niech sie odp …. li”. Pozdrawiam.
tekst miodzio