Powiem Państwu, czemu artykuł Tomasza Piątka w „Newsweeku” o spotkaniach Jarosława Kaczyńskiego z rosyjskim agentem nikim nie wstrząśnie i niczego nie zmieni ani wśród zwolenników Jarosława Kaczyńskiego, ani wśród jego przeciwników.

Po pierwsze z powodu autora owego artykułu. Jego wiarygodność jest słabiutka. Nawet jego niegdysiejsi koledzy z liberalnego środowiska wstrzymują się z komentarzami na temat jego kolejnych sensacji i filmów, gdzie redaktor macha papierowymi wycinankami. Po drugie z powodu tygodnika , w którym wspomniany artykuł się ukazał:  to Newsweek Tomasza Lisa. Tomasz Lis w swojej gorliwości w zwalczaniu PiS za pomocą coraz bardziej irracjonalnych argumentów już dawno przekroczył granice śmieszności. Kolejne jego komentarze, wyzwiska i próby obrażania każdego, kto choćby wspomni o czymś innym niż neoliberalne widzenie świata, plasują go w grupie najemnych propagandzistów, a nie dziennikarzy. Artykuł Piątka w Newsweeku przynosi przeciwskuteczny rezultat propagandowy.

Po trzecie wreszcie, z pomocą dla uwiarygodnienia tez Piątka i zaprzeczenia wersji Kaczyńskiego pospieszył Andrzej Milczanowski. To ten sam facet, który na dzień przed zakończeniem urzędowania w Belwederze przez prezydenta Wałęsę oskarżył, bezpodstawnie i nie przedstawiając żadnych dowodów, premiera Oleksego o działalność agenturalną na rzecz Rosji. Premier podał się do dymisji, a po roku prokuratura sprawę umorzyła z braku dowodów.

Mówiąc inaczej, sklejenie trzech elementów: dwóch mało wiarygodnych facetów i jednego nieobiektywnego medium niczego na scenie politycznej nie zmieni. Przewidywalna do bólu zębów okładka „Newsweeka”, na której niedźwiedź (obowiązkowo w budionnówce z czerwoną gwiazdą) trzyma protekcjonalnie łapę na ramieniu Kaczyńskiego nie zapadnie nikomu w pamięć. Ani tym, którzy od dawna wierzą, że PiS wykonuje polecenia z Moskwy, ani tym, którzy na PiS głosują i uwielbiają tę partię. Takich okładek z niedźwiedziami, uszankami z gwiazdą, stylizowaniem scen mordu na twarze polskich polityków było już tyle…

Polska klasa polityczna może mieć pretensje do samej siebie. Gdy brakowało im argumentów do politycznej walki, sięgali obowiązkowo po czerwone gwiazdy na czapkach, „obce alfabety”, „wschodnią mentalność”, „ruskich agentów” i podobne, o jednoznacznie rasistowskim wydźwięku. Potwory, zbyt często używane do straszenia, w którymś momencie zaczynają już tylko śmieszyć.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …