W czasie kampanii wyborczej było widoczne, że „partie polityczne niewystarczająco zdają sobie sprawę z nadchodzącej katastrofy” – uważa niemiecki oddział ruchu ekologicznego Fridays for future. Dlatego dziś przed Reichstagiem, siedzibą niemieckiego parlamentu, przemówi Greta Thunberg, znana szwedzka działaczka na rzecz ochrony klimatu. To część dzisiejszego, ósmego „strajku” Fridays for future w blisko 70 krajach. W samych Niemczech ma się dziś odbyć 470 manifestacji.
„Wielka zmiana polityki nie będzie możliwa, jeśli nie wytworzymy odpowiedniego nacisku na ulicach. Chcemy powiedzieć partiom politycznym „teraz już nie ma usprawiedliwienia”. Te wybory są niezwykle ważne, gdyż ustalą kierunek polityczny na następne dziesięciolecia” – mówiła mediom dziś rano Luisa Neubauer z Fridays for future.
Na 48 godzin przed decydującym głosowaniem sondaże wskazują na zwycięstwo socjaldemokratów z SPD (25 proc.) przed konserwatystami (CDU-CSU – 23 proc.). Ty razem Zieloni mieliby zdobyć tylko 15 proc. głosów, a liberałowie z FPD 12 proc. Lewica z Die Linke znajduje się na granicy progu wyborczego (5 proc.), ale mogłaby wejść do rządu, gdyby wygrała SPD, która chciałaby zbudować koalicję również z Zielonymi.
Cała kluczowa trójka kandydatów na kanclerza (konserwatysta Armin Laschet, socjaldemokrata Olaf Scholz i Zielona Annalena Baerbock) deklaruje w swych programach działania na rzecz ochrony klimatu tak, by ograniczyć wzrost średniej temperatury światowej do 1,5 stopnia Celsjusza, co skali globalnej jest już raczej niemożliwe. Lecz podobny konsensus panuje w kwestii „neutralności klimatycznej”, którą Niemcy miałyby osiągnąć w 2045 r.
Greta Thunberg przed swoim wystąpieniem w Berlinie powiedziała, że na same partie polityczne nie można liczyć, że potrzebny jest ruch masowy. Przed Reichstagiem zbierają się tłumy nastolatków, ale i rodzin z dziećmi, z hasłami „Ziemia ma gorączkę” i „Zatrzymać węgiel”. Odchodząca Angela Merkel po katastrofie w elektrowni atomowej w Fukushimie postawiła na okresowy powrót do elektrowni węglowych, co było odpowiedzią na nastroje społeczne, jednak zarazem wprowadziło pewną nieścisłość w deklaracjach klimatycznych Niemiec. Z jednej strony RFN jest jednym z europejskich liderów w dziedzinie rozwoju odnawialnych źródeł energii – z informacji Instytut Fraunhofer ISE wynika, że udział źródeł odnawialnych w miksie wytwarzanie energii elektrycznej w Niemczech wzrósł w pierwszej połowie 2020 roku do 55,8 proc. Z drugiej – nasi sąsiedzi otwierają nowe elektrownie węglowe. Te jednak zostały zaprojektowane na okres nie przekraczający dwóch dekad.
3 lipca w Bundestagu i Bundesracie przyjęto dwie ustawy dotyczące odchodzenia RFN od energetyki opartej na węglu oraz restrukturyzacji regionów węglowych. Pierwsza z nich – ustawa o wyjściu z węgla (Kohleausstiegsgesetz) – zawiera zasady oraz harmonogram wygaszania elektrowni i elektrociepłowni węglowych, a także ustala koniec roku 2038 jako datę zakończenia wykorzystywania węgla do generowania energii elektrycznej. Zainstalowana moc elektrowni węglowych uczestniczących w rynku energii ma zostać zredukowana z obecnych 39,5 GW do 30 GW w 2022 r. i do 17 GW w 2030 r. Ponadto w ramach ewaluacji w latach 2026, 2029 i 2032 ma zostać zbadana możliwość odejścia od węgla w przemyśle energetycznym w 2035 r.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…