Niesłychanie irytująca jest awantura w łonie Nowej Lewicy. Bazarowy poziom argumentacji, poszukiwania intelektualnego przekazu skazane na porażkę. Ale irytuje mnie też moja własna głupota.
Miałem milion uwag do parlamentarnej lewicy za jej niezdecydowanie, znaczące mruganie w kierunku Platformy Obywatelskiej, wreszcie za brak ideowego przekazu. Nie uważałam i nie uważam partii Wiosna za ugrupowanie lewicowe wobec ich zachwytów liberalnymi rozwiązaniami. Jednak wielokrotnie na łamach naszego portalu opisywaliśmy akcje podejmowane przez ludzi Lewicy w obronie ludzi pracy najemnej czy przeciwko haniebnym nagonkom nakręcanym przez rząd. Odnotowaliśmy ich obecność (niestety nie tak znowu częstą) na protestach pracowniczych. Pokazywaliśmy ludzi parlamentarnej Lewicy, gdy mieli do powiedzenia coś, co choćby trochę przypominało lewicowy opis świata.
Kibicowaliśmy próbom poszukiwania własnej, innej od liberalnej i prawicowej, tożsamości.
I co? W dupę sobie to można teraz wsadzić.
Co bowiem teraz widzę ja, lewicowy wyborca? Widzę, jak skaczą sobie do pyska działacze różnego szczebla, rzucając oklepanymi frazami, „metodami stalinowskimi”, „decyzje są nielegalne”, porównaniami z Kaczyńskim i metodami z Nowogrodzkiej. Oraz, a jakże, nagłymi deklaracjami o przywiązaniu do demokracji wewnątrzpartyjnej. Opowiadają to weterani skoków z partii do partii. Namnożyło się jednocześnie zgłoszeń, że od dawna nosili w plecaku buławę, tylko nikt się ich o nią nie pytał, a chętnie by ją wzięli i używali.
Nic już nie wiadomo: chcą się łączyć? Nie chcą? Zjednoczą się, bo Czarzasty postawił na swoim, ale część partii jest z tego powodu wściekła? Chcą obalić Czarzastego? Chcą więcej demokracji? Poczekajmy do Rady Krajowej, mówią. Tam Czarzastego ze stołka, a my na stołek. Poparcie Polskiego Ładu – dobrze, ale że z PiS-em, to źle. Trzeba było obalić PiS i poprzeć Polski Ład. I temu podobne wygibasy.
Nie podzielam przekonania, że to coś, co się teraz żre między sobą, musi się dogadać, bo inaczej Lewica się samounicestwi. Po pierwsze już się mleko rozlało. Padły już słowa, kto chce stanowiska, a kto różnymi sposobami do tego dopuścić nie chce. Jakie porozumienie?! Kogo z kim, kiedy już wiadomo, że idzie walka na noże. Od tego odwrotu nie ma. Istotne jest też, że to nie kłótnia o pryncypia, tylko o to, kto będzie rozdawał karty. I kasę. To jedyne słyszalne wyraźnie argumenty, które padają w tym ugrupowaniu.
Po drugie, może jednak zbyt pochopnie używamy określenia „lewica” w stosunku do ludzi, którzy sami mają o tym słabe pojęcie? Po trzecie wreszcie – a może niech się unicestwi? Kto do liberałów, kto do populistów, kto na fuchę na państwowym? I już, pozamiatane. Pustego miejsca nie będzie. Coś tam się urodzi. W mękach, przepychankach, kolejnych kompromitacjach. Ale na końcu wyjdzie na świat coś, co będzie wiedziało, że nazywanie się lewicą do czegoś zobowiązuje. Bo ci, co teraz okładają się krzesłami, nie mają o tym pojęcia.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
PIASKOWNICA PIASKOWNICA PIASKOWNICA. Nieodkażona.