Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego uruchomiło lawinę społecznego protestu, który ogarnął cały kraj. Tym razem spacerowano nie tylko w dużych miastach, ale i w małych miejscowościach. Na naszych oczach bunt przeciwko ograniczaniu praw kobiet przez rządzących zamieniał się w demonstracje dotąd niewidziane. Nowe pod względem stylu, głośnych przemarszów, haseł na tekturach, fiesty z muzyką i przede wszystkim licznym udziałem młodych ludzi.
22 października kobiety wystąpiły z ogromną werwą, nie zważając na łamane przepisy o zgromadzeniach związane z pandemią.
Bunt dotyczył tak ważnej sprawy, że warto było ryzykować. Maseczki na twarzach przekonywały o zrozumieniu zagrożenia, odstępy o odpowiedzialności. Niezwykła była ta kobieca solidarność na ulicach: młode broniły swojej wolności i prawa wyboru, starsze mówiły, że idą w tym wielkim spacerze dla swoich córek i wnuczek, żeby kiedyś pytane – co zrobiły dla wolności kobiet, miały choćby taki dowód – były!
Energia protestu rosła z dnia na dzień rozprzestrzeniając się coraz bardziej, bo przecież sprawa dotyczyła połowy naszego społeczeństwa! Panie wspierali także ich partnerzy, koledzy, całe środowiska, jak choćby taksówkarze czy rolnicy ze swymi traktorami…
Nastolatki z Osięcin, niewielkiej miejscowości (ok. 2,5 tys. mieszkańców) w powiecie radziejowskim województwa kujawsko-pomorskiego też były zafrapowane nowymi wydarzeniami. Trochę z ciekawości, trochę z emocji zamierzały pojechać na protest do Radziejowa, tym bardziej, że „babeczki z Radziejowa” zapraszały w mediach na 30 października o 19.oo, sugerując czarne stroje i błyskawice.
Pełne wrażeń dzieliły się spostrzeżeniami z mamą jednej z nich, panią Małgosią. Rozmawiały, analizowały jak kobiety z kobietami. Wciągnięte w wir krajowych przecież wydarzeń, planowały udział w proteście w Radziejowie. Mama, zaniepokojona nieco o bezpieczeństwo nastolatek spontanicznie wpadła na pomysł, że… może pospacerujemy po naszej miejscowości? Pomysł „spaceru” zrazu przyjęty z entuzjazmem, przyniósł pani Małgosi sporo kłopotów.
Wśród mieszkańców Osięcin wieść rozeszła się szybko – dziewczyny, rodzice, rodzina, znajomi spotykani co dzień i „zdarzenie” na Facebooku zaledwie na dwa dni przed zbiórką na Rynku – 31 października.
Nie wszyscy traktowali pomysł przychylnie, krytykowano wulgarność języka pokazywaną w telewizji, zniechęcano młodzież zagrożeniem covidowym.
Sprawa robiła się poważna, a pani Małgosia czuła na sobie odpowiedzialność sprawczą (przydało się tu doświadczenie wcześniejszej pracy w domu kultury). Jej obawy dzieliła 15-letnia córka Gabrysia, która wraz z mamą poszła na zbiórkę. Wypożyczyły nagłośnienie, a pod pachą przyniosły kilka tekturowych haseł. Jedno odzwierciedlało cały sens przedsięwzięcia: „Kiedy niesprawiedliwość staje się prawem, opór staje się obowiązkiem”.
Reszta miała być spontaniczna!
Pani Małgosia nie miała pewności, ile osób przyjdzie, nie wyznaczyła scenariusza i trasy spaceru. Jakież było zdziwienie, gdy ludzi przybywało – młodych i starszych, w sumie ok. 60 osób. Trzeba było powitać i zagaić, a potem zapytać – czy ktoś chce zabrać głos. Chwile zawieszenia akcji przerwała dziewczynka, która chwyciła mikrofon i wyrecytowała: „Myślę – czuję – decyduję!” nieco rozbawiwszy zebranych, ale też dając temat pod rozwagę.
Robiło się już ciemno, wszyscy zachowywali pandemiczny reżim – odległość i maseczki. Takiego spaceru Osięciny nie pamiętały! Czuło się wagę dziejącej się chwili.
Policja? Owszem, byli, poinformowali o zagrożeniu wirusem, obserwowali, pytali o trasę marszu ustaloną ostatecznie dopiero przez ogół zgromadzonych. Było pokojowo, więc nikogo nie legitymowano, nie było dla policjantów roboty.
Niemal w tym samym czasie odbyły się podobne demonstracje w Radziejowie (ok. 500 osób) i Piotrkowie Kuj. (ok. 300 osób).
Kiedy w Osięcinach wykrzyczano swoje racje o prawach kobiet, które nie są dane raz na zawsze i 102 lata doświadczeń jakoś mało, 30 października w Warszawie protestowało 100 tysięcy osób! To tam musiało być ze 2000 takich inicjatywnych kobiet, jak pani Małgorzata Woźniak i ten 60-osobowy spacer po Osięcinach.
Ale okazało się, że będąc jedną z wielu, jest niezwykle ważną, ba – groźną osobą!
Nastolatki prowadzące profil ze „zdarzeniem” na Facebooku nieco przerażone presją i wielkością zadania, zmieniły pierwotną nazwę grupy na „Nie wiem co dalej”, a Pani Małgosia poprosiła, by mogła poprowadzić ten profil i została jego administratorem. Napisała tam niedawno: „Usłyszałam dzisiaj, a powiedział tak również o mnie Sekretarz Stanu Jarosław Sellin, że jestem skrajną, agresywną feministką, narażającą Nas Wszystkich na śmierć, a Panowie Policjanci czują się zagrożeni, taka jestem groźna”.
Fakt 1. Do mieszkania pani Małgosi, na co dzień pracownicy Zakładów Przetwórstwa Spożywczego, mieszkającej od urodzenia w Osięcinach, zapukał policjant z zasadniczą prośbą o podanie jej numeru telefonu. Ponieważ nie otrzymał żądanej informacji, zapowiedział rychłe wezwanie do Komendy Powiatowej Policji w Radziejowie.
Fakt 2. Wezwanie z 1 grudnia 2020 r. opatrzone podpisem Naczelnika Wydziału Prewencji dotarło, informując o stawieniu się „w charakterze osoby co do której istnieje uzasadniona podstawa do sporządzenia przeciwko niej wniosku o ukaranie w sprawie o wykroczenie z art. 52 § 2 pkt. 2 Kodeksu Wykroczeń.”.
Przepis ten brzmi: Kto organizuje zgromadzenie bez wymaganego zawiadomienia lub przewodniczy takiemu zgromadzeniu lub zgromadzeniu zakazanemu (…) – podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny.
Jeśli podobne wezwania otrzyma owe 2000 inicjatorek marszu w Warszawie, Pani Małgosia może mieć przeświadczenie, że „nie jest sama, nie idzie sama!”
Jeśli ktoś doczytał art. 4 naszej Konstytucji, to jest tam upoważnienie suwerena do bezpośredniego wyrażania swoich racji, poza demokratycznymi wyborami, których nikt nie kwestionuje. A jeszcze inne – art. 54 „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”, albo art. 57 „Każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich”.
Jeśli legalnie rządzący nie chcą negocjować z demonstrantami, czyli tym przywoływanym często suwerenem, to nad zasadami prawnymi górę biorą zasady moralne. Przykład z niedawnej historii – czy strajki z okresu „Solidarności” były legalne? Nie! A jednak je chwalimy i doceniamy ich rolę.
Cechę spontaniczności ma nie tylko pojedynczy marsz, ale cały ten ruch zbuntowanych kobiet, które wyszły na ulice bez przywództwa, bez programu, a pierwotny powód – zakaz aborcji, obrasta sprzeciwem wobec stylu rządzenia, niesłuchania racji opozycji, niekonsultowania aktów stanowionego prawa, rozdawnictwa stanowisk i publicznych pieniędzy.
Dzieje się proces społeczny, dzieje się historia…
Tekst ukazał się pierwotnie na stronach Sojuszu Lewicy Demokratycznej w województwie kujawsko-pomorskim.
Połowa ukraińskich rodzin boryka się z problemem niepełnosprawności
Dane na temat strat wojskowych podczas działań wojennych są tradycyjnie utajnione, więc wa…