Około 600 uchodźców odmawia opuszczenia prowadzonego przez Australię ośrodka na wyspie Manus. I choć zyskał on sławę „piekła na ziemi”, uchodźcy nie chcą przenosić się do trzech obozów tranzytowych.

Obóz przejściowy na Manus, fot. wikimedia commons

Jak powiedzieli agencji Reutera, boją się, że padną tam ofiarą ataków miejscowej ludności. Natomiast Papua Nowa Gwinea już dawno zapowiedziała likwidację ośrodka na Manus i nie ma zamiaru ustąpić ani o jotę.

Bez prądu, bieżącej wody, ale też z kończącymi się zapasami jedzenia  około 600 mężczyzn od tygodnia protestuje. Sytuacja jest poważna na tyle, że ONZ określa ją jako „grożącą kryzysem humanitarnym”. Kilkunastu protestujących jest w złym stanie, wymaga udzielenia pomocy medycznej, jednak na razie nie zamierzają dopuścić do siebie żadnych służb.

Decyzja o zamknięciu ośrodka na Manus zapadła już dawno, bo w kwietniu 2016, kiedy Sąd Najwyższy Papui Nowej Gwinei uznał jego prowadzenie za niezgodne z konstytucją. Trafiali tam bowiem nielegalni imigranci, którym udało się dostać na terytorium Australii. .Australia płaciła władzom PNG za umieszczanie ich w obozach.

Teraz Sąd Najwyższy PNG odrzucił wniosek o przywrócenie wody i prądu na terenie ośrodka. Prawdopodobnie uchodźcy zostaną stamtąd usunięci siłą.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
    1. Papua Nowa Gwinea to nie są „cholerni biali rasiści”, tylko kolorowa ludność III Świata. A ja popieram państwa III Świata.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…