Parlament Europejski ogłosił nominacje do Nagrody Sacharowa za rok 2021. Swoich kandydatów zgłaszały m.in. parlamentarne frakcje. Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, czyli grupa, do której należą też europosłowie PiS, chciałaby nagrodzić twarz puczu w Boliwii, Jeanine Anez.
Nagroda nazwana imieniem radzieckiego dysydenta Andrieja Sacharowa ma trafiać do ludzi, którzy w sposób szczególny angażują się w walkę o prawa człowieka, nierzadko ryzykując swoim życiem. Ale że jako przyznaje ją Europarlament, czyli instytucja polityczna, a kandydatów proponują poszczególne frakcje, nominacje odzwierciedlają myślenie o tym, w jakich krajach/regionach świata warto upominać się o swobody obywatelskie, a które można śmiało pominąć. W ubiegłym roku za najbardziej godnych nagrody zbiorowo uznano działaczki i działaczy białoruskiej opozycji.
Nawalny, brytyjscy ekolodzy i działaczka z Sahary Zachodniej
Nie dziwi zatem wskazanie jako jednego z kandydatów rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, wskazanego przez Europejską Partię Ludową. Lewicowa frakcja GUE/NGL wskazała na Sultanę Chajję, działaczkę walczącą o prawa kobiet i prawa człowieka mieszkańców Sahary Zachodniej, więzioną przez władze Maroka. 43 członków europarlamentu podpisało się pod nominacją dla Global Witness i 22 organizacji partnerskich – chodzi o brytyjską organizację pozarządową, która przygląda się działalności sektora energetycznego, paliwowego czy górniczego, monitorując naruszenia praw pracowniczych i szkody wyrządzane środowisku.
Zieloni oraz Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów chcieliby uczcić afgańskie kobiety, a w szczególności działaczki społeczne i polityczne, które po amerykańskiej interwencji w Afganistanie walczyły o prawa obywatelek do edukacji i zaangażowania w życie publiczne.
Kuriozalna nominacja
Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów też chciałaby nagrodzić kobietę. Parlamentarna grupa, do której należą również posłowie PiS, wskazała na Jeanine Anez – byłą już tymczasową prezydentkę Boliwii, twarz puczu, jakiego dokonała w tym kraju prawicowa opozycja w 2019 r. Proamerykańscy zamachowcy fałszywie oskarżyli wówczas lewicowego prezydenta Evo Moralesa o sfałszowanie wyborów i zmusili go do wyjazdu z kraju. Protesty organizowane przez związki zawodowe i rdzennych mieszkańców Boliwii były krwawo rozpędzane.
Po roku rządów prawica uznała, że jest na tyle niepopularna w kraju, że dalsze kurczowe trzymanie się władzy może zakończyć się tylko katastrofą i zgodziła się – po kilkukrotnym przekładaniu terminu – na demokratyczne wybory prezydenckie. Wygrał je Luis Arce, bliski współpracownik obalonego Moralesa. Nowe władze postanowiły rozliczyć tymczasowy rząd za przemoc, jakiego dopuszczał się względem lewicowej opozycji. Anez trafiła do aresztu i czeka na proces. Parlament Europejski uznał, że to prześladowania polityczne i oficjalnie wezwał do zwolnienia polityczki.
Przymykanie oczu na prawicową przemoc ma w Europie dużą tradycję, podobnie jak niedostrzeganie prawdziwej walki o podstawowe prawa, jaką toczą mieszkańcy Ameryki Łacińskiej. Jednak nominowanie do nagrody przeznaczonej dla odważnych dziennikarzy i aktywistów osoby współodpowiedzialnej za krwawe represje to całkowity absurd, pokazujący upadek idei walki o prawa człowieka w wykonaniu UE.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…