Polska Straż Graniczna nie daje taryfy ulgowej nikomu. Bez znaczenia – wiek, płeć czy stan zdrowotny – push-backi przybierają coraz brutalniejszy charakter. Ostatnio ofiarą przemocy na granicy padła ciężarna migrantka.
Białoruski Państwowy Komitet Straży Granicznej (PGK) podał informację o ciężkim stanie kobiety zabranej już do białoruskiego szpitala. Z relacji kobiety oraz jej syna wynika, że znajdując się po polskiej stronie usiłowali złożyć wniosek o przyznanie statusu uchodźcy, którego Straż Graniczna oczywiście nie rozpatrzyła. Przy stosowaniu psychicznej i fizycznej przemocy, strażnicy zmusili rodzinę do przekroczenia granicy z powrotem na stronę białoruską. Kobieta miała zostać kilkukrotnie uderzona w brzuch przez jednego z funkcjonariuszy SG, co krótko potem poskutkowało krwawieniem i utratą dziecka.
Według zeznań pokrzywdzonej był to funkcjonariusz z jedną gwiazdą na pagonach. Na stronie PGK znajduje się również wideo z akcji ratunkowej.
Życie nienarodzone jednak też nieistotne
Podczas dyskusji dotyczącej tragedii najmłodszych uchodźców wielokrotnie odwoływano się do kochających dzieci działaczy pro life i można było dojść do wniosku, że ich interesują jednak wyłącznie dzieci nienarodzone. Ciekawe, co w takim razie powiedzieliby obrońcy płodów o ochronie życia nienarodzonego dziecka hospitalizowanej migrantki lub dwudziestodziewięcioletniej Kongijki, którą straż graniczna przerzuciła nad drutem na początku października. Będąc w prawie trzecim miesiącu ciąży, poroniła dwa dni po brutalnym push-backu. Nieco więcej szczęścia miała Irakijka, która tydzień temu urodziła dziecko na granicy. Kiedy SG znalazła ją wśród grupy kilkunastu osób, leżała w zakrwawionym śpiworze z chwilę temu narodzonym dzieckiem. Zarówno matka jak i noworodek zostali przeniesieni do szpitala w Sokółce.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…