Rowery podarowała fundacji zajmującej się uchodźcami, znana reżyserka teatralna. Jak twierdzi kupiła je parę lat temu w sklepie. Policja jednak twierdzi, że było inaczej.
Maja Kleczewska, reżyserka teatralna, dziekan Kierunku Reżyseria Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, laureatka nagrody ministra kultury i Srebrnego Lwa w Wenecji według policji mogła przekazywać kradzione rowery cudzoziemcom. Absurd tego twierdzenia wydaje się oczywisty, ale nie w dzisiejszej Polsce.
Reżyserka, poza wieloma nagrodami i tytułami oraz znaczącą pozycją w świecie artystycznym, prywatnie jest matką bliźniaków, którym trzy lata temu nabyła rowery. Synowie jednak z nich wyrośli, zatem przed Kleczewską stanął problem, co z nimi zrobić. Postanowiła, jak informuje jedna z popularnych gazet, przekazać je Fundacji Polska Gościnność – kontynuatorkę działań grupy Chlebem i Solą. Wprawdzie ostatnie dane o rezultatach działalności Fundacji pochodzą sprzed 4 lat, niemniej do 2016 roku osiągnięcia były konkretne – zbierano i przekazywano potrzebującym ubrania, organizowano demonstracje popierające uchodźców, fundacja zorganizowała i prowadzi portal uchodźcy.info, który dostarcza niezbędnej informacji uchodźcom przebywającym na terenie Polski.
Rowery zatem Kleczewska przekazała Fundacji, która wskazała jej rodzinę potrzebujących. Obie to rodzony czeczeńskie, w których dzieci chciały jeździć rowerem.
Kilka dni temu,16 maja, Kleczewska oddała drugi rower. Miał nim jeździć 10 letni chłopiec. Po kilku dniach do ośrodka przyszła policja, zabrała dzieciakowi rower, a matkę wzięła na przesłuchanie, trwające cztery godziny. Podstawą działań policji były dane z ich systemu, że rower jest kradziony (policja używa eufemizmu „utracony”). Dla policji wszystko jest proste: pierwsza właścicielka okazuje dowód zakupu i sprawa jest wyjaśniona: rower wraca do 10 latka i wszyscy są zadowoleni.
Problem polega na tym, że trudno oczekiwać, że ktoś przechowuje dowód sprzedaży dziecięcego rowerka przez lata. Reżyserka zapewnia, że ma na fakt zakupu w sklepie wielu świadków. Miejmy nadzieję, że to wystarczy.
Oczywiście, można sobie wyobrazić, że Maja Kleczewska w chwilach wolnych od reżyserowania zajmuje kradzieżą dziecięcych rowerków, które potem rozdaje uchodźcom, bo to sprawia jej satysfakcję (zysku wszak nie przynosi). I oczywiście trzeba sprawdzać najbardziej nieprawdopodobne wersje, ale czy nie mogłoby się obejść bez odbierania dzieciakowi roweru do chwili wyjaśnienia sprawy?
Policja w czasie pandemii zbyt łatwo zapracowała sobie na opinię bezdusznej struktury, by dokładać do niej kolejny na to dowód.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Sami ot tak przyszli po rowerek za stówę, jak rowerów za kilka tysi nie mogą znaleźć…? Ot tak zajęli rower, mimo że nikt nie zgłaszał jego „zniknięcia”…? Pachnie mi tu ściemą. Raczej podejrzewam, że reżyserka chciała chronić swoich znajomych z fundacji przed oskarżeniem o kradzież, więc zeznała jak zeznała.
Czytajże ze zrozumieniem Kiciuś!
Skoro wielocyped znalazł się w policyjnej bazie rzeczy skradzionych – TO KTOŚ GO TAM UMIEŚCIŁ WŁAŚNIE NA PODSTAWIE ZGŁOSZENIA POSZKODOWANEGO!
Zgłaszający musiał dysponować oryginalnymi dokumentami tj. kartą gwarancyjną, dowodem zakupu. W przeciwnym wypadku dyżurny wysyła takiego petenta na drzewo małpy ganiać.
Przerabiałem to czterokrotnie, bo tyle razy trafiło mi się być okradzionym i ZA KAŻDYM RAZEM musiałem przedstawić dokumenty od roweru. To samo w momencie odzyskiwania (udało mi się raz) bo jeszcze złodziej nie zdążył sprzedać, a cegielnia zawinęła go na gorącym…
1. Od kiedy to policja w tym kraju na serio zajmuje się ściganiem złodziei rowerów (no chyba, że został skradziony ojcu Ziobry)?
2. Trzymanie paragonu przez kilka lat jest zbędne. Wystarczy wyciąć opowiedni kwitek z pustej kartki. Policja będzie usatysfkcjonowana.
Działania policji SĄ W 100% PRAWIDŁOWE!
Należy zastanowić się tu nad faktem, skąd wziął się nr ramy tego roweru w policyjnej bazie rzeczy skradzionych. Bo nie ma wątpliwości, że ktoś zgłosić go musiał, są więc dane osoby która to zrobiła.
To była by sprawa pierwsza.
,,Problem polega na tym, że trudno oczekiwać, że ktoś przechowuje dowód sprzedaży dziecięcego rowerka przez lata. ”
Ja wrzucam wszystkie takie kwity do jednego starego nesesera i pomimo że są tam wszystkie z 40 lat – to nie ma tłoku. Czyli – nic trudnego. Wystarczy chcieć.
,,Reżyserka zapewnia, że ma na fakt zakupu w sklepie wielu świadków.”
Wielkie brawa, ktoś po kilku-kilkunastu latach pamięta, że był akurat w sklepie w czasie kiedy to Kleczewska robiła zakupy! I to jeszcze wiele osób – jak twierdzi Majusia. Ciekawe zwyczaje u tych celebrytów, sprasza się wszystkich znajomków (jak na wesele) z powodu wyjścia do sklepu po rowerki dla pociech…
Czy jest na sali lekarz????
Może i dla red. Wisniowskiego jest to wydarzenie któremu zapewnić trzeba publiczną oprawę, dla mnie jednak – rzecz zwyczajna, codzienna nawet nad którą przechodzi się natychmiast do porządku dziennego.
STRAJK już chyba powoli traci rozeznanie w normalnych tematach, artykuł o niczym, pozdrawiam.
Ps. Masz 100% racji, nie wierzę by „pały” ot tak sobie przyszły po jakiś rowerek bez jakichkolwiek podstaw prawnych, sprzęt musiał być w jakiś sposób zgłoszony. Ciekawe czy red. Wiśniowski zajmował by się z równym entuzjazmem rowerkiem „skręconym” przez pały polskiemu, białemu, chrześcijańskiemu dziecku? Chyba nie bo tzw. „lewica” ma jakieś „fiksum-dyrdum” na punkcie imigrantów……………
A ty ziomek masz nerwicę natręctw w temacie kakaowych, i co?