Policjant w cywilu raził paralizatorem protestujących anarchistów. Sąd uznał, że to przekroczenie uprawnień, ale nie na tyle poważne, by zakończyć jego karierę w służbach mundurowych.

fot. tuchola.kujawsko-pomorska.policja.gov.pl

W ten sposób – o ile nie będzie apelacji – kończy się sprawa głośnego protestu anarchistów przeciwko wykładowi na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu w grudniu 2013 r. Nie była to bynajmniej naukowa prelekcja – lewicowi aktywiści zakłócili wystąpienie ks. Pawła Bortkiewicza o jednoznacznym tytule „Gender – dewastacja człowieka i rodziny”, organizowane przez prawicową korporację studencką Lechia. O odwołanie propagandowego wydarzenia ośmieszającego uczelnię apelowało wcześniej kilkanaściowo wykładowców Uniwersytetu Adama Mickiewicza, podnosząc, że „kategoria płci kulturowej (gender) należy do podstawowego instrumentarium współczesnej humanistyki i nauk społecznych, nie może więc być traktowana na równi z narzędziami indoktrynacji, a tym bardziej nie można badaczom, którzy się nią posługują, przypisywać sprawstwa patologii rodzinnych”. Wobec faktu, że Uniwersytet Ekonomiczny mimo wszystko na wykład zezwolił, anarchiści postanowili zadziałać bezpośrednio. Jeden z aktywistów, ubrany w sukienkę, wołał do prowadzącego: „Ulecz mnie z gender!”.

Doszło do przepychanek anarchistów z policjantami i grupą ludzi po cywilnemu. Jak się okazało, jeden z nich również był funkcjonariuszem. Maciej K. raził protestujących noszonym przy sobie paralizatorem. Dziś sąd wydał wyrok w sprawie naruszenia przez niego nietykalności cielesnej i przekroczenia uprawnień. Był nadzwyczaj wyrozumiały.

Sędzia Sławomir Szymański podkreślał, że w opisie wydarzeń relacjonowanym przez naocznych świadków są poważne rozbieżności, które w jego ocenie odzwierciedlały odmienne poglądy słuchaczy wykładu i protestujących przeciwko jego prowadzeniu. Zaznaczył jednak, że policjant swoim zachowaniem nie uspokoił sytuacji, a ją zaognił. Mimo to postanowił warunkowo na rok umorzyć postępowanie, bo gdyby Maciej K. usłyszał wyrok skazujący, musiałby odejść ze służby. A na to według sądu nie zasługiwał.

Prokurator Magdalena Roman po rozprawie powiedziała, że być może zażąda uzasadnienia wyroku i rozważy apelację. Stwierdziła, że przyczyną odwołania mógłby być chociażby fakt, że sąd nie poparł wniosku prokuratury o nawiązkę dla pokrzywdzonych. Bardzo zadowolony był za to obrońca policjanta, który podkreślał, że jego klient też jest poszkodowany z powodu zdarzeń z 2013 r. M.in. stracił premię.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…