Po raz drugi w tym roku portugalscy kierowcy cystern przystąpili do bezterminowego strajku. Żądają podwyżek wynagrodzeń – wprowadzanych sukcesywnie, nie od razu, ale i tak było to za wiele dla organizacji reprezentujących biznes, z którymi w tej sprawie negocjowali. Rząd ogłosił w związku z protestem kryzys energetyczny.
Kierujące strajkiem organizacje pracownicze – Narodowy Związek Kierowców Przewożących Materiały Niebezpieczne (SNMMP) oraz Niezależny Związek Kierowców Ciężarówek (SIMM) – postanowiły zaprotestować wtedy, gdy protest może być najboleśniejszy: w szczycie sezonu turystycznego w nadmorskiej Portugalii. Poprzedni strajk, w kwietniu, nie przyniósł praktycznie żadnych zmian w położeniu kierowców. Negocjacje z organizacjami pracodawców, jakie miały po nim miejsce, zakończyły się fiaskiem.
Kierowcy chcieliby, żeby minimalna bazowa płaca w ich zawodzie, bez dodatków, do 2022 r. wzrosła z 630 do 900 euro. Odpowiedź przedstawicieli biznesu jest prosta: są przeciw, twierdząc, że po wliczeniu dodatków zarobki kierowców są absolutnie wystarczające już teraz.
Już w poniedziałek po południu z powodu strajku 35 proc. stacji benzynowych w kraju w ogóle nie miało paliwa na sprzedaż lub miało go minimalne ilości. Kierowcy z miejscowości bliższych hiszpańsko-portugalskiej granicy jeździli po olej napędowy i benzynę do sąsiedniego państwa.
Rząd Portugalii jeszcze w piątek, przed oficjalną decyzją o strajku (ta zapadła ostatecznie w sobotę), ogłosił kryzys paliwowy. Oznacza to, że część stacji została objęta programem minimalnych dostaw, a w poniedziałek policja eskortowała cysterny wiozące paliwo na lotniska, do portów, do szpitali, do straży pożarnej i policji. Ogłoszenie kryzysu energetycznego daje również rządowi prawo użyć wojska do zapewnienia dostaw. Kierowcy na stacjach objętych rządowym programem obowiązkowych minimalnych dostaw mogą zatankować jednorazowo do 15 litrów paliwa. Na pozostałych – do 25. Przewodniczący obu strajkujących związków zawodowych zapowiadają protest bezterminowy, aż do zwycięskiego dla pracowników końca.
Portugalia pozostaje w kryzysie od blisko dekady. W 2011 r. dotknięty recesją kraj poprosił o pożyczkę Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Centralny i Komisję Europejską. Warte 91 mld dolarów „wsparcie” zostało okupione wprowadzeniem serii cięć wydatków publicznych w latach 2011 i 2014. W ostatecznym rozrachunku lekarstwo nic nie pomogło, wręcz okazało się gorsze od choroby: w 2014 r. Portugalia odnotowała spadek PKB i piętnastoprocentowe bezrobocie. Lewicowy rząd, wyłoniony po ostatnich wyborach parlamentarnych w tym kraju, wycofał najbardziej antyspołeczne kroki zaordynowane przez zagranicznych „dobroczyńców”, ale nie był dotąd w stanie całkowicie uzdrowić sytuacji. W sprawie aktualnego protestu rząd ciągle liczy jeszcze na wznowienie rozmów pracowników z organizacjami pracodawców.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…