Procedura impeachmentu Donalda Trumpa będzie kontynuowana, chociaż jego kadencja już się zakończyła. Stosunkiem 56 głosów przeciwko 44 amerykański Senat postanowił rozpocząć proces byłego prezydenta.
Procedurę impeachmentu rozpoczęli 13 stycznia Demokraci, stanowiący większość w Izbie Reprezentantów. Zarzucili Trumpowi atak na demokrację i konstytucję, podżeganie do zbrojnego powstania. Chodzi o serię wygłaszanych przez Trumpa sugestii, iż wybory zostały sfałszowane, a także o wystąpienie byłego już prezydenta przed Białym Domem, przed tłumem zwolenników, w którym Trump mówił, że jeśli nie będą „walczyć jak diabli” przeciwko wyborczym fałszerstwom, to „nie będą już mieli ojczyzny”. Krótko potem najbardziej zdeterminowani zwolennicy Trumpa, przekonani o prawdziwości teorii spiskowych typu Qanon, wtargnęli do budynków Kongresu.
W Izbie Reprezentantów za impeachmentem urzędującego jeszcze prezydenta głosowali Demokraci. We wtorek 9 lutego w Senacie przez cztery godziny dyskutowano o tym, czy usuwanie z urzędu prezydenta, który już go nie sprawuje, jest konstytucyjne. Ostatecznie oprócz Demokratów za takim działaniem opowiedziało się 10 republikańskich kongresmenów, co oznacza, że sprawa będzie kontynuowana, a oskarżyciele i obrona otrzymali 16 godzin na ostateczne przygotowanie swoich stanowisk. Jakich argumentów użyją obrońcy Trumpa, częściowo już wiadomo: argumentują, że po zaprzysiężeniu Joe Bidena jego poprzednik stał się osobą prywatną i nie może być sądzony przez Senat, a jeśli są wobec niego zarzuty karne, to ma on prawo do uczciwego procesu jak każdy obywatel. Główny prawnik Trumpa David Schoen zarzuca Demokratom, że wykorzystują w celach politycznych narzędzie, jakim jest impeachment, i że chcą zablokować Trumpowi możliwości dalszej kariery politycznej oraz zdelegitymizować głosy Amerykanów, jakie zostały na niego oddane w wyborach prezydenckich. Kolejny prawnik Trumpa Bruce Castor stwierdził, że Amerykanie już zdecydowali, że nie chcą dotychczasowej administracji i wybrali nową, a dodatkowe wdrażanie procedury impeachmentu wygląda tak, jakby Demokraci chcieli już zabezpieczyć sobie wynik kolejnych wyborów. Co znaczące, Castor oficjalnie oznajmił, że jego klient wybory przegrał – inaczej niż sam Donald Trump, który nigdy w ten sposób się nie wypowiedział.
Partia Demokratyczna stoi na stanowisku, że Trump musi zostać przykładnie ukarany, gdyż jego wypowiedzi i działania doprowadziły do bezprecedensowego ataku na instytucje państwa amerykańskiego (oni sami mówią o amerykańskiej demokracji, jednak dla lewicowych komentatorów od dawna jest wysoce wątpliwym, czy demokracja w USA to cokolwiek więcej niż podupadła fasada). Jeśli Senat uznałby Trumpa za winnego, możliwe byłoby wydanie zakazu obejmowania przez niego urzędów federalnych. Aby jednak zapadł wyrok niekorzystny dla byłego prezydenta, rozwiązanie takie musi popierać 67 senatorów, czyli komplet Demokratów oraz 17 Republikanów. Sprawa zapewne potrwa kilka tygodni.
Jak na proces patrzy amerykańska socjalistyczna lewica? W ocenie Barry’ego Greya, publicysty portalu World Socialist Web Site związanego z jedną z międzynarodowych organizacji trockistowskich, Donald Trump bez wątpienia próbował podważyć wyniki głosowania, przeprowadzić zamach stanu, a być może nawet ustanowić dyktaturę, i nie była to decyzja spontaniczna. Według Greya prawdziwe śledztwo i proces w sprawie wtargnięcia trumpistów na Kapitol powinno obejmować sprawdzenie, kto w strukturach siłowych popierał przewrót, kto przekazał ludziom Qanon plany amerykańskiego parlamentu, dlaczego w pierwszej chwili straż Kapitolu wykazała się zadziwiającą biernością i jakimi drogami były przekazywane pieniądze na tworzenie agresywnych, skrajnie prawicowych i pro-trumpowskich bojówek. Jak zauważa autor World Socialist Web Site, w rządzie Trumpa zasiadało kilkoro milionerów, a Partia Republikańska pełna jest zamożnych ludzi, którzy bez problemu mogliby wesprzeć takie podmioty. Demokraci jednak obecnie koncentrują się na osobie Trumpa, starając się pozyskać wsparcie dla jego potępienia, zamiast naświetlić cały mechanizm nieudanego zamachu. Z kolei kolektyw Socialist Revolution Editorial Board pisze, iż zamach stanu i wtargnięcie na Kapitol nie były zaplanowane, a najbardziej agresywni zwolennicy Trumpa raczej „zerwali mu się ze smyczy”, niż realizowali precyzyjny plan. Przedstawiciele tej marksistowskiej grupy wskazują również, że wojsko nie zamierzało aktywnie wystąpić po stronie Trumpa, a największe organizacje amerykańskiego kapitału błyskawicznie odcięły się od zwolenników Qanon szturmujących Kapitol, jak również od samego prezydenta, który przecież do tej pory bezbłędnie realizował ich interesy, m.in. wdrażając rekordowe obniżki podatków. Amerykańscy marksiści ostrzegają, że głównym efektem całej historii będzie ograniczenie możliwości działania ruchów społecznych i wyrażania niezadowolenia – w sytuacji, gdy to nie Qanon, a ruch Black Lives Matter pokazał niesamowite możliwości ulicznego mobilizowania obywateli w całym kraju i formułował odważne postulaty przekształcania systemu. Niezależny lewicowy dziennikarz Max Blumenthal zadaje pytanie: dlaczego w sytuacji, gdy służby nie chciały lub nie potrafiły obronić „symbolu demokracji”, czyli Kapitolu, nie prowadzi się wobec nich żadnych działań wyjaśniających, tylko dodaje im dodatkowe uprawnienia?
Z dystansu, ale celnie komentuje sprawę wydawana w Monachium Suddeutsche Zeitung: „Demokraci stawiają najwyraźniej na wywołanie oburzenia i odrazy. Oskarżenie, jak zapowiedziano, nie pociągnie za sobą powołania świadków. Trump ma za to odpowiadać za wywołanie emocjonalnego wzburzenia w mediach poprzez swoje tweety i wideoklipy z 6 stycznia. Obrona chce na to odpowiedzieć w podobny sposób, prezentując zestawienie cytatów mających odciążyć Trumpa. Być może wszystko to może nieźle wyglądać w telewizji, w końcu chodzi tu głównie o rodzaj spektaklu pod publiczkę”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…