Romanse z polityką, nawet tą niższego szczebla, średnio idą w parze, wywołują za to zawsze ogrom emocji i ekscytację widzów całego spektaklu. Portale lifestylowe i plotkarskie na przełomie roku żyły wspólnym wyjazdem na urlop Joanny Schmidt i Ryszarda Petru. Mnie również „Madera Gate” poruszyła – ze względu na ostracyzm społeczny, któremu poddana została jedna tylko ze stron – posłanka Schmidt.
Odbyłam kiedyś pouczającą rozmowę z prof. Moniką Płatek, która wywodziła, że w przypadku, gdy w określonym kręgu, strukturze – partyjnej, urzędowej, uczelnianej – pojawi się romans pomiędzy dwiema osobami, z których jedna stoi niżej w lokalnej hierarchii – to nawet jeśli uczucie jest najszczersze, podległość tę należy natychmiast zniwelować. W polskich warunkach związki takie występują najczęściej w wariancie „wyżej postawiony on – podległa mu służbowo ona”.
Tak było w przypadku Ryszarda Petru i Kazimierza Marcinkiewicza, których intymnymi historiami żyła (za ich przyzwoleniem) cała tabloidowa Polska. Tak jest też w przypadku burmistrza Mikołowa, Stanisława Piechuli, który wstrząsnął mieszkańcami swojego miasta, wydając oświadczenie, iż zamierza związać się ze swoją pracownicą. „Chcąc wyjaśnić i przerwać wszelkie spekulacje postanowiłem krótko opisać temat. Związałem swoje życie prywatne z asystentką Aleksandrą Czech. Pociąga to za sobą konieczność dokonania kolejnych i poważnych zmian w naszym dotychczasowym życiu, a także dopracowania wielu szczegółów” – napisał Piechula. I to jeszcze brzmiałoby szczerze i obiecująco, gdy nie dopisek: „Z jednej strony jestem po uszy zakochany i chciałbym przebywać z Aleksandrą non stop (…) Z drugiej strony wiem, że taki układ nie jest społecznie akceptowany, więc muszę przeanalizować, czy mieszkańcy docenią moją lepszą pracę na wysokim poziomie neuroprzekaźników, czy raczej będą krytykowali sytuację romansu z podwładną”.
Piechula podkreślił, że nie chce podejmować żadnej decyzji pod naciskiem opinii publicznej ani „pod wpływem emocji”. W jego oświadczeniu jest wyczuwalna nadzieja, że „mieszkańcy docenią jego lepszą pracę na wysokim poziomie neuroprzekaźników” – czytaj: może się uda, może przymkną oko. To już balansowanie na cienkiej linie. Specjaliści od wizerunku, którzy komentowali Piechula-case, a ja wraz z nimi – uważam, że takie oświadczenie nie jest dobrym sposobem komunikacji. Nie wyjaśnia bowiem, jakie właściwie kroki zamierza podjąć burmistrz, a wręcz sugeruje, że z podjęciem żadnych znaczących kroków spieszyć się nie zamierza. Odejść ze stanowiska? „Jeszcze nie podjąłem decyzji”. Zakończyć współpracę zawodową z panią Aleksandrą? „Jeszcze nie podjąłem decyzji”. Się zobaczy.
To stwarza wrażenie kombinatorstwa – i szczerze mówiąc trudno dziwić się mieszkańcom, że rośnie grupa zniechęconych, szykujących referendum odwołujące burmistrza. Granica między prywatnym i politycznym jest tak cienka, że łatwo przekroczyć ją w zdradliwych social mediach. Wie o tym dobrze Kazimierz Marcinkiewicz, który tu akurat mógłby stanowić dobry wzór, jak z podobnej sytuacji wybrnąć, gdy już trzeba złożyć jakąś deklarację na forum publicznym. Marcinkiewicz rzeczowo i wyczerpująco poinformował o rozstaniu z żoną i dalszych szczegółowych planach w związku z nową wybranką. Zarówno Petru jak i Piechula popełnili tu błąd, wsadzając kij w mrowisko, a potem odmawiając dalszego komentarza.
Co ciekawe, żaden z panów nie czuł imperatywu, by rezygnować z pełnionej funkcji. Nie jest to zarzut, raczej gorzka refleksja, że kobieta zawsze silniej odczuwa konsekwencje uczuciowych turbulencji, co więcej, w niejako naturalny sposób często sama tę odpowiedzialność na siebie nakłada.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
A co mnie obchodzi jakaś Piechula?! Niech i z kozą żyje, aby to, za co mu płacą wypełniał dobrze. A jeśli chce sławy i publicznie mówi o swoich prywatnych postępkach, … to nie nadaje się na ten stołek, za który mu płacą.