Element swojskiej nam przaśności zawitał do obozu amerykańskich Republikanów. Po zamieszaniu wywołanym przegraną Donalda Trumpa w Iowa sztaby poszczególnych kandydatów wciąż nie mogą się pozbierać. Awantura przeniosła się do telewizji.
Amerykańska systematyka wyborcza przewiduje wyścig o nominację prezydencką z ramienia partii, zanim jeszcze dojdzie do bezpośredniego starcia kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Najciekawszy spór toczy się w Partii Demokratycznej, gdzie mieniący się demokratycznym socjalistą senator z Vermont, Bernie Sanders, praktycznie nie ustępuje faworyzowanej przez cały establishment Hillary Clinton. Tymczasem w tle walki pomiędzy tymi kandydatami, doszło do przesilenia w obozie Republikanów. Dotychczasowy faworyt, narcystyczny milioner o bardzo rozbudowanym ego i odwrotnie proporcjonalnych predyspozycjach intelektualnych, Donald Trump, przegrał pierwsze starcie w stanie Iowa, z jednym ze swoich konkurentów – Tedem Cruzem. Poza fizjonomią obu kandydatów nie różni praktycznie nic. Ich upodobania estetyczne, filozoficzne i polityczne to prowincjonalny, prawicowy ekstremizm i populistyczne brednie zaprawiane rasizmem, ksenofobią i nienawiścią do kobiet.
Wyniki w Iowa doprowadziły do dość radykalnej zmiany nastrojów w sztabach poszczególnych republikańskich kandydatów, obudziły w nich samych też nadzieje na możliwość realnej wygranej z Trumpem, dotąd zdecydowanie prowadzącym w sondażach. Świadectwem swoistego przebudzenia i intensyfikacji walki była groteskowa kłótnia ubiegających się o nominację z ramienia tej partii w jednej z amerykańskich stacji telewizyjnych. Na jej tle polskie kuriozalne pieniactwo medialne, wzajemne oskarżenia o zaprzaństwo, służbę obcym interesom itp. wydać się mogły wyważoną, ba, interesującą dyskusją.
W pewnym momencie, aby wykazać jakieś różnice również w wymiarze postulatywnym, republikańscy kandydaci na kandydatów, jak to się mówi, puścili się poręczy i zaczęli wyścig na coraz to bardziej obłędne i terrorystyczne propozycje.
Donald Trump zapowiedział na przykład, iż gdy zostanie prezydentem USA wdroży w państwie tym prawo dopuszczające tortury oraz „techniki przesłuchań, przy których waterboarding to drobiazg”. Nieco wcześniej jednemu ze swoich kontrkandydatów, Jebowi Bushowi, kazał się zamknąć. Zaś sam Bush (tak, z tych Bushów) podbijał stawkę w polityce międzynarodowej i zapowiedział wojnę, należy domniemywać, że nuklearną, z Koreą Północną. Wspomniany wcześniej Ted Cruz zapowiedział odwrócenie ObamaCare, gdyż „jakiekolwiek uspołecznienie systemu ochrony zdrowia prowadzi do marnotrawstwa i ograniczenia dostępu do niej, a poza tym nigdy nie działa”.
Niewykluczone, że jeden z tych ludzi, swoista krzyżówka Macierewicza, Brauna, Szyszki, Kowalskiego, Jurka i Cejrowskiego zostanie niedługo prezydentem największego światowego mocarstwa.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Hooj tam z Ameryką ale co tam z DiEM 25 panie Bojanie ?
@Lej dobre, uśmiałem się :)
No Obamacare to akurat NIE DZIAŁA i to z bardzo prostej przyczyny: po prostu PRYWATNA opieka zdrowotna w sytuacji gdy państwo stworzyło obowiązkowe ubezpieczenia PODNIOSŁA CENY. Słowem – sektor prywatny zagarnął dla siebie większość kasy z Obamacare w starym „dobrym” stylu „partnerstwa publiczno-prywatnego” (czyli inaczej – złodziejskiego prywatyzowania pomocy publicznej).
Gdyby Obamacare miała działać USA powinny mieć PUBLICZNĄ PAŃSTWOWĄ SŁUŻBĘ ZDROWIA NIE ZWIĄZANĄ Z SEKTOREM PRYWATNYM,ALBO OKREŚLONE STAWKI I STANDARDY USŁUG MEDYCZNYCH.
Ciii…
Bo jak Cię Redakcja usłyszy to zostaniesz faszystą…