Nie myślcie, że przeszkadza mi w czymkolwiek, kiedy Sławomir Sierakowski wołał w 2014 roku do NATO: „Nie wysyłajcie nam znowu słów, wyślijcie żołnierzy”. Miał człowiek prawo obawiać się Rosji, miał prawo myśleć, że jak się napcha wschodnią część kontynentu amerykańskimi żołnierzami, to będzie gwarancją pokoju. Wprawdzie historia naucza, że tak nigdy się nie zdarza i teraz się tak nie zdarzyło, ale to Sierakowski mylił się na własny rachunek, więc dajmy spokój.
Jeżeli sądzicie, że razi mnie jego aktywność w The National Endowment for Democracy, o której współpracy z CIA informuje wiele mediów, to też jesteście w błędzie. Widać uważa człowiek, że nie przynosi ujmy współpraca z organizacją, która wspiera przewroty, zamachy stanu i „spontaniczne” a krwawe protesty uliczne. Wolno mu.
Nie wywołuje też we mnie obrzydzenia haniebna rola, jaką Sławomir Sierakowski odegrał podczas zatrzymania przez władze łukaszenkowskiej Białorusi opozycyjnego dziennikarza i jednego z szefów portalu Nexta, Romana Protasiewicza, skrajnie opozycyjnego wobec Łukaszenki i wspierającego protesty uliczne w sierpniu 2020 roku. Przypomnę: gdy już Protasiewicz był w rękach białoruskich służb, Sierakowski ni stąd, ni zowąd napisał tekst, w którym potwierdzał wszystkie zarzuty, jakie chciała Protasiewiczowi postawić prokuratura Białorusi: że portal Nexta organizował i kierował protestami w Mińsku. Sierakowski napisał m.in.: „Tego dnia na ulice Mińska wyszło rekordowe pół miliona ludzi. Gdzie iść i co robić, wiedzieli dzięki takim instrukcjom jak powyższa – pisanym przez Pratasiewicza, Puciłę i zespół Nexta”. Lepszego prezentu oskarżyciele w Mińsku nie mogli sobie wyobrazić. Oto polski autor potwierdza to, co chcieli mu zarzucić. Czy donos Sierakowskiego miał wpływ na złamanie Protasiewicza? Nie wiadomo, ale na miejscu prokuratury Białorusi wręczyłbym Sierakowskiemu medal Honorowego Donosiciela.
A może ktoś błędnie mniema, że uważam za niedopuszczalne, by aktywista podobno lewicowej „Krytyki Politycznej” wzywał do zbierania pieniędzy na drona, który będzie zabijał ludzi i tym samym spowoduje więcej ofiar i na pewno przedłuży wojnę o jakiś czas? Pieniądze z zakupu tego drona wspomogą tureckie państwo Erdogana. Może pójdą na kolejne bombardowania terenów zamieszkiwanych przez Kurdów? Można pojąć Sierakowskiego uważającego zapewne, że zabijanie ruskich żołnierzy, podlewanie wojny ruską krwią to nie jest żadna ujma dla publicysty, skoro reprezentują wszystko to, czego on nienawidzi. Wzywanie do eskalacji krwawego konfliktu ze świadomością, że poza śmiercią ludzką niczego to raczej w jego przebiegu nie zmieni, jest, jak widać, w środowisku Sierakowskiego powodem do chwały.
Nazywajcie więc Sierakowskiego go funkcjonariuszem, urzędnikiem, najemnikiem, pismakiem, gazeciarzem, militarystą, podżegaczem czy jeszcze jakoś. Tylko, proszę, nie nazywajcie go dziennikarzem.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…