Zadziwiające było to lato. Wirus, który wiosną miał nas ukatrupić, w lipcu okazał się niegroźnym przeziębionkiem, przynajmniej według szefa rządu. Nie zabrakło jeszcze wody w kranach, upały oszczędziły tym razem zwierzątka, rolników i konsumentów. Zgryzot innego gatunku było jednak pod dostatkiem. Kąsały komary, rozpoczęły się aresztowania, a kampania wyborcza pokazała upadek klasy politycznej i społeczeństwa współczesnej Polski.
Na uboczu tego całego szaleństwa, miała miejsce rzecz niezwykła. Przez Polskę przemaszerował człowiek z piętnastokilogramowym krzyżem na ramieniu. Odziany w pątniczą sutannę i apostolskie sandały, ze studenckim plecaczkiem, uzbrojony jedynie w smartfona i Słowo Boże, przemierzył kraj z północy na południe – od bałtyckich wydm, po szczyt Giewontu. Podczas wędrówki działy się rzeczy niezwykłe. Napotkana ludność darowała mu wodę, żywność i serdeczność. „Ja się cała trzęsę, tak przeżywam” – mówiła pani Halina, wręczając pielgrzymowi banknot. Gospodarze zapraszali na noclegi, dzieci częstowały malinami, kowale okuli w żelazo ścierającą się końcówkę krzyża, a na ostatniej prostej krzyż pomogła mu nieść niewiasta.
Historia ta, łącząca biblijny patos, dzieła filmowe Martina Scorsese, z marquesowskim realizmem magicznym może poruszyć nie tylko wierzących. Szczególnie, jeśli zapoznamy się z przesłaniem z jakim ów pielgrzym kraj nasz przekuśtykał . „Na ten krzyż złożyłem wszystkie grzechy narodu polskiego i złączyłem go z ofiarą pana naszego Jezusa Chrystusa” – ogłosił 27-latek. Przez całą drogą raportował w mediach społecznościowych swój bliski kontakt z Bogiem. Opowiadał o zepsuciu i zagubieniu rodaków, ostrzegał przed rychłym gniewem Stwórcy i powtórzeniem historii Sodomy i Gomory; w modlitwach wskazywał na zagrożenia – zepsucie, pycha, cudzołóstwo, seksualność, homoseksualność, komunizm. „Usłysz Boże, wołanie Twojego ludu. Spójrz na krew przelaną w obronie wiary i tradycji w tym narodzie, który powierzył się Matce Twojego Syna. Wspomnij na męczeństwo ofiarę tych, którzy poświęcili się na ołtarzu Ojczyzny, by bronić jej przed czerwonym smokiem. Niech ich modlitwa przyczyni się do oczyszczenia narodu Polskiego”.
Tak właśnie w Polsce fundamentalizm religijny znalazł sobie miejsce w sferze zdrowego rozsądku. Niby minęło 30 lat jakiejś transformacji, ale gdzieś po drodze pogubiły się ideały oświecenia i dziś budzimy się w obskuranckim bajorze, gdzie klechy, dewoci i przyczepieni do nich karierowicze urządzają nam kraj i popychają ku głupocie pogubionych w tej matni ludzi. Najsmutniejsza w tym wszystkim nie jest osobista tragedia tego biednego człowieka, który po odstawieniu wódy postanowił urządzić na poboczach dróg seans masochizmu w klimacie biblijnym, a to, że jego performance nie jest niczym szczególnie szokującym.
Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do obecności podobnych kuriozów w przestrzeni publicznej, politycznej i medialnej. Mieliśmy dziecko z krucyfiksem stojące na trasie marszu równości, babcie różańcowe śpiewające „zakaz pedałowania”, po naszych miastach krążą samochody oklejone zdjęciami poćwiartowanych płodów, na Podkarpaciu okładają kijami kukłę Żyda, we Wrocławiu palą pejsate manekiny, samorządowcy czyszczą ulice z brudu LGBT, a parlamentarzyści modlą się o deszcz podczas suszy. To nie jest żaden margines, to my jesteśmy marginesem. Ten facet z krzyżem nie jest osobliwością, tam gdzie jego obłęd, tam bije serce współczesnej Polski.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Tak, tam gdzie jego obłęd, tam bije serce współczesnej Polski.
Tyle że w obłędzie są nie tylko katoliccy fundamentaliści, ale i liberalni demokraci, i kibice, i drwale, i rząd, i prezydent z kancelarią, i wolne media, i kościół katolicki, i gminny samorząd, i rozumni racjonaliści – kwiat polskiej inteligencji, i dużo, dużo innych. Choćby taki „niebinarna” Margot na prawach człowieka. Czy pospolici miłośnicy grilla, niezdolni do życia bez dymienia bez praw człowieka. Gdzie tylko spojrzeć. Czy na strajk.eu nie brakuje obłędu?
Każdy, kto żyje w naszej wspólnej ojczyźnie, chcąc nie chcąc doświadcza obłędu. Także , kiedy nie wychodzi z domu.
Naród jak plugawa lawa. Z wierzchu obłędna. Jednak , jak się plunie na tę skorupę i zstąpi do głębi, znajdzie się proste wyrachowanie. Bez skrupułów.
Niepokoi mnie , że to wyrachowanie, jest także w obłędzie. Znaczy że także polski rozum w ogólności jest w stanie obłędu.