Wu-Tang-Clan – słynny rapowy zespół w 2014 roku wydał nowy album w liczbie zaledwie jednego egzemplarza. Członkowie kapeli tłumaczyli, że takie ograniczenie ma nadać mu wyjątkowy charakter. „To będzie jak skarb egipskich faraonów – wielu o tym marzy, a należy do jednej osoby” – podgrzewali atmosferę muzycy. Nabywcą okazał Martin Shkreli, jeden z najbardziej znienawidzonych ludzi w USA.
Płyta zatytułowana „Once Upon a Time in Shaolin” została wystawiona na aukcji w listopadzie ubiegłego roku. Wkrótce potem „Forbes” poinformował, że album został sprzedany za około dwa miliony dolarów przez anonimowego „amerykańskiego kolekcjonera”. Część zysków została przekazana na cele charytatywne. Zarówno zespół jako i firma aukcyjna Paddle8 odmówiły podania personaliów nabywcy. Początkowo do transakcji miała zostać dołączona klauzula obligująca właściciela do nieujawniania zawartości przez kolejnych 88 lat. Ostatecznie jednak raperzy zgodzili się na nadanie posiadaczowi prawa do publikacji wszystkich utworów na wolnej licencji w dowolnym momencie.
Wszystko wskazuje jednak na to, że fani Wu-Tang-Clanu nieprędko usłyszą dzieło swoich ulubieńców. Telewizja Bloomberg ustaliła bowiem, że posiadaczem albumu jest Martin Shkreli – amerykański spekulant kosowskiego pochodzenia, o którym zrobiło się głośno kilka miesięcy temu, po tym jak należąca do niego firma farmaceutyczna Turing Pharmaceuticals nabyła prawa do leku Daraprim, stosowanego m.in. przy leczeniu osób chorych na AIDS. Kapitalista wyczuł okazję do zrobienia interesu. – Musimy zacząć zarabiać na tym leku – obwieścił w wystąpieniu na antenie Bloomberga. Wkrótce cena opakowania medykamentu została podniesiona z 13 do 750 dolarów. Biznesmen uznał, że zdrowie i życie ciężko chorych ludzi jest mniej ważne od jego zysków. Mimo, że jego postępowanie zostało poddane miażdżącej krytyce przez organizacje wspierające cierpiących na HIV/AIDS oraz czołowych amerykańskich polityków, m.in. Hillary Clinton, Shkreli nie widział w całej sytuacji niczego zdrożnego. Na swoim Twitterze opublikował kawałek Eminema „The Way I Am” oraz bronił swojego pomysłu jako działania na rzecz lepszego świata. – Jesteśmy pierwszą firmą, która skoncentruje swój wysiłek na tym produkcie. Uważam, że jest to wspaniała rzecz, gdyż firmy mające do niego prawa wcześniej praktycznie rozdawały go za darmo – zapewniał.
Teraz biznesowy socjopata postanowił najwyraźniej zaszkodzić wielbicielom muzyki. Posiadacz unikatowego albumu rapowego zespołu nie kwapi się bowiem z udostępnieniem plików w internecie. Shkreli nonszalancko skomentował, że nie znalazł nawet czasu, by płyty odsłuchać.
Po ujawnieniu informacji, Shkreli ponownie stał się jednym z najczęściej wyszukiwanych tagów na Twitterze.
Notice sociopath @MartinShkreli „liked” my comments about what a pig he is. This guy tornmented a kid on Facebook & threatened his mom.
— Kurt Eichenwald (@kurteichenwald) grudzień 9, 2015
If you locked Martin Shkreli in a basement for a year, he would literally become Gollum. pic.twitter.com/GnlW14eOnW
— Louis Peitzman (@LouisPeitzman) grudzień 9, 2015
So the guy who bought the sole copy of Wu Tang Clan’s new album for $2m turns out to be a dick. https://t.co/QftAOaEa8R Who’d have guessed?
— Matt Andrews (@mattpointblank) grudzień 9, 2015
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
„kosowskiego pochodzenia”, no tak wszytsko wina pochodzenia, to tak jak pisać „Arab”, „muzułmanin”, „czarnoskóry”. Wyczuwam negatywne zabarwienie stwierdzenia. Szczególnie, że chyba o mieszkańcach Kosowa pisze się zazwyczaj po prostu Albańczycy, a sam Martin Shkreli jest także pochodzenia chorwackiego, skoro już o tym bardzo chce ktoś napisać.
To jest normalna, dodatkowa informacja, uzupełnienie nazwy narodowości, nie masz podstaw, by się strzępić. Chyba, że faktycznie jest pochodzenia chorwackiego. Wtedy taką podstawą może być jedynie nieścisłość, tyle.
„Kosowskiego pochodzenia”, a nerkami dzikus nie handluje?