Porozumienie podpisane pomiędzy stroną rządową a Międzyzakładowym Komitetem Protestacyjno-Strajkowym tylko na pierwszy rzut oka zamyka kwestię dalszych losów polskiego górnictwa. Spór o zasadniczej wadze został co najwyżej chwilowo wyciszony.
Stawką ostatniego protestu było coś więcej niż przyszłość śląskiego górnictwa. W czasach kryzysu gospodarczego, który na dobrą sprawę dopiero się rozpoczyna, na szali stało znacznie więcej, szczególnie, gdy przypomnimy sobie o niedawnych zapowiedziach rządu dotyczących zwolnień w administracji i budżetówce. Postawa górniczych związków zawodowych – uznawanych za najlepiej zorganizowane i najsilniejsze w Polsce – była wskaźnikiem tego, jaką siłę ma całość ruchu związkowego w kraju, od związkowców w budżetówce, po tych na rynku prywatnym. Z tego, co działo się na Śląsku, płyną wnioski także dla pracowników ZUS-u, sądów, ministerstw, KRUS-u i NFZ-tu zagrożonych zwolnieniami. A także dla ich szefów.
Porozumienie podpisane wczoraj przez górnicze związki zawodowe nie napawa optymizmem. Struktury silne liczebnie, bojowe, zdolne do szybkiej mobilizacji w obronie miejsc pracy nie wywalczyły niczego ponad 12 punktów, które nie wnoszą nic pewnego dla przyszłości Śląska, oprócz harmonogramu zamykania kopalń. Część związkowców to wie, dostrzegają to pracownicy. I mogą spodziewać się najgorszego: jeśli przyjrzymy się historii kopalni Makoszowy, zamkniętej cztery lata temu zobaczymy, że chociaż tamtym pracownikom obiecano utrzymanie zatrudnienia i społecznie przyjazną, jeśli można tak rzec, likwidację kopalni, to ostatecznie żadna ze zwolnionych osób nie otrzymała zatrudnienia od konglomeratów górniczych.
Wszyscy wiedzą, że od węgla trzeba odejść, otwartą kwestią jest tylko to, jak to zrobić. W trakcie negocjacji była mowa o modelu niemieckim, zastosowanym w Zagłębiu Ruhry w zachodnich Niemczech. Pójście tą drogą pozwoliłoby na zbudowanie na bazie kopalń nowej zielonej infrastruktury energetycznej, przy zachowaniu ciągłości w zatrudnieniu i pełnym wykorzystaniu istniejących terenów górniczych. Ale we wczorajszej umowie nie ma o tym ani słowa, mowa tylko o relokacji górników z likwidowanych jeszcze kopalni do tych, które jeszcze jej nie będą podlegać lub też o różnego rodzaju wypłatach, świadczeniach urlopowych na okres maksymalnie do 4 lat. Ponadto wspomniani zostali tylko pracownicy obróbki i wydobycia. Nie ma mowy o tym, co spotka pracowników i pracowniczki administracji oraz innych sekcji niezbędnych dziś do funkcjonowania kopalń. Nie została zabezpieczona przyszłość całej społeczności skupionej wokół nich, bo plan zakłada ciągłość zatrudnienia tylko dla już dziś zatrudnionej części pracowników, nie zaś dla tych, którzy w przyszłości będą wchodzić na rynek pracy w takich miejscowościach jak Ruda Śląska. Niemiecki model transformacji zakładałby utworzenie nowych zakładów pracy. Tych w planach jak na razie nie ma.
Zwracając uwagę na powyższe kwestie, jak i na to, że podziemny protest górników w niektórych kopalniach wyszedł z ich inicjatywy, a nie ze strony związkowych liderów, możemy przewidywać, że pracownicy jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Można sobie wyobrazić, że ci, którzy z poświęceniem protestowali pod ziemią i szykowali się na demonstracje na powierzchni nie są teraz zachwyceni dokumentem podpisanym przez związki. Możliwe, że zmienią one nastawienie. Alienacja liderów związkowych wobec ludzi, których winni reprezentować, a więc od prostych pracowników i pracowniczek jest wręcz przysłowiowa. Czy jest jeszcze szansa, by tego potencjału protestu i zaangażowania nie roztrwonić? Zobaczymy.
A jest o co walczyć. Śląsk zamiast stać się cmentarzem pustych szybów kopalnianych, czy też terenem kolejnych specjalnych stref ekonomicznych wyzyskujących pracowników, nie mających możliwości gdzie indziej w okolicy znaleźć pracy, mógłby stać się jądrem polskiej zielonej transformacji, jej sprawnie działającym i rozwijającym się przyczółkiem, który posłużyłby nam wszystkim na wiele dekad. Nastał ostatni moment, by o to powalczyć.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…