Minęło półtora roku od wyboru neoliberała Ivana Duque na prezydenta i Kolumbijczycy już mają go dość. Dziś w stołecznej Bogocie i wielu innych miastach kraju na ulice wyjdą związkowcy, studenci i Indianie, by protestować przeciw rządowi, który służy wyłącznie lokalnej oligarchii. Duque wyprowadził wojsko na ulice.
Wczoraj prezydent wystąpił w telewizji, by ostrzec, że podjął „niezbędne środki dla zagwarantowania porządku publicznego na całości terytorium kraju”, a oenzetowskie Biuro Praw Człowieka wyraziło „zaniepokojenie” znacznie podniesioną liczbą żołnierzy na ulicach bezpośrednio przed strajkiem i manifestacjami, jak i „nienawistną kampanią w internecie i mediach stygmatyzującą protesty społeczne”.
Strajk i manifestacje zostały ogłoszone przez kolumbijską federację związków zawodowych przeciw typowym, neoliberalnym pomysłom rządu – „uelastycznienia rynku pracy”, tj. odebrania kolejnych praw pracowniczych, osłabienia publicznych funduszy emerytalnych na rzecz prywatnych i podniesienia wieku emerytalnego.
Studenci, od których zaczęły się ostatnie manifestacje, domagają się dofinansowania zaniedbanej edukacji publicznej a miejscowi Indianie ochrony przed rasistowskimi mordercami: w samej prowincji Cauca (na południowym zachodzie kraju) zabito w tym roku ponad 50 osób.
Artyści i stowarzyszenia obywatelskie popierają ruch społeczny, jak i część opozycji, w tym FARC zrodzony z dawnej marksistowskiej partyzantki. Stronnictwo to sprzeciwia się zabijaniu swoich członków. Od czasu układu pokojowego sprzed trzech lat i przejścia FARC do oficjalnej polityki skrajnie prawicowe bojówki zamordowały ponad 170 dawnych partyzantów.
Prezydent nakazał tymczasem zamknięcie granic z Brazylią, Ekwadorem, Wenezuelą i Peru, by „obcokrajowcy nie naruszali porządku publicznego”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…