Stany Zjednoczone i Rosja dogadały się w sprawie zawieszenia broni w Syrii. Sceptycy, którzy nie wierzą w jego szanse powodzenia, mają jednak poważne argumenty. Podstawowy to postawa samych walczących stron. Drugi – stanowisko Turcji.
Wicepremier Turcji Numan Kurtulmus oznajmił wprawdzie, że planowany na niedzielę rozejm rząd nad Bosforem bardzo uradował, jednak dodał po chwili, że nie wierzy, by „niektóre strony” konfliktu zastosowały się do postanowień porozumienia. A wtedy również Turcja nie będzie widziała powodu, by je respektować. Rząd Ahmeta Davutoglu nie wyklucza w szczególności, że w dalszym ciągu będzie bombardował pozycje kurdyjskich Powszechnych Jednostek Obrony. Ich działalność Ankara uważa za zagrożenie – boi się, że powstanie niepodległego, a przynajmniej posiadającego szeroką autonomię syryjskiego Kurdystanu zachęci do kontynuowania walki o wolność także Kurdów tureckich. Na atakach na Kurdów może się nie skończyć. Turcja już zasugerowała, że Rosja prędzej czy później znowu zacznie naloty na pozycje opozycji, a to zmusi Ankarę do zdecydowanej odpowiedzi.
Także postawę walczących stron – zarówno rządu, jak i opozycji – cechuje bardzo umiarkowany entuzjazm względem zawieszenia broni. Wygląda na to, strony konfliktu wolałyby walczyć dalej i przy pomocy sojuszników rozstrzygnąć sprawy w polu. Rząd w Damaszku zapowiedział, że razem z rosyjskim sojusznikiem zdecyduje, które organizacje opozycyjne należy uznać za terrorystyczne i mogą być nadal atakowane. Skupiający popieraną przez Turcję i Arabię Saudyjską opozycję Wysoki Komitet Negocjacyjny zapowiedział z kolei, że gdyby wojska syryjskie uderzyły na jedną z tworzących go organizacji, natychmiast podejmie walkę od nowa. Opozycja jest przy tym przekonana, że moment ten nastąpi prędzej niż później.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…