Zatari - jeden z państwowych jordańskich obozów dla uchodźców / fot. Flickr/foreignoffice

Nie kończy się tragedia uchodźców z Syrii na granicy z Jordanią. Chociaż Amnesty International informuje o ich dramatycznym położeniu od kilku miesięcy, apele o zapewnienie im choćby podstawowej pomocy humanitarnej pozostają bez echa.

Zatari - jeden z państwowych jordańskich obozów dla uchodźców / fot. Flickr/foreignoffice
Zatari – jeden z państwowych jordańskich obozów dla uchodźców.  Ci, którzy zdążyli się do niego dostać, mogą dziś mówić o ogromnym szczęściu w nieszczęściu / fot. Flickr/foreignoffice

W końcu czerwca bieżącego roku Jordania całkowicie zamknęła granicę z Syrią, uzasadniając tę decyzję obawą przed terrorystami. Faktyczne zlikwidowanie przejść granicznych Hadalat i Ruban doprowadziło jednak do sytuacji, w której blisko 75 tys. uchodźców koczuje w prowizorycznych obozach, bez żadnego dostępu do opieki lekarskiej, z minimalnym dostępem do żywności.

Amnesty International już w czerwcu alarmowało, że uchodźcom grozi po prostu śmierć głodowa. Masa mieszkańców skleconych naprędce obozowisk mogła liczyć jedynie na okazjonalne dostawy żywności od organizacji humanitarnych. Ostatnia dotarła w ubiegłym miesiącu i zapasy mają się już ku końcowi. Według informacji zebranych na miejscu przez AI, wskutek chorób i złych warunków sanitarnych w ostatnim miesiącu zmarło przynajmniej 19 osób. Były wśród nich kobiety i ich nowo narodzone dzieci. Tymczasem liczba zdesperowanych Syryjczyków, którzy uciekają przed wojną nad granicę jordańską nadal rośnie. W lipcu, według danych AI, w obozie przy przejściu w Rukban było ponad 6500 namiotów. Dziś jest ich 8295.

Jordański rząd rozkłada ręce – przypomina, że przyjął już 650 tys. uchodźców, którzy zamieszkali w obozach współfinansowanych przez odpowiednie agendy ONZ i tam otrzymują doraźną pomoc. Twierdzi również, że Syryjczyków, którzy osiedlili się u południowego sąsiada, jest faktycznie więcej, bo oficjalne statystyki nie ujmują ani mniej licznych zamożniejszych uciekinierów, którzy sami zorganizowali sobie nowe życie, ani tych, którzy w Jordanii zostali na czarno. Organizacje międzynarodowe milczą. Podobnie jak Unia Europejska czy Stany Zjednoczone, którym w gruncie rzeczy pasowało to, że ogromny odsetek ofiar wywołanych przez mocarstwa konfliktów na Bliskim Wschodzie ląduje w Libanie, Turcji czy Jordanii właśnie. W przyszłym tygodniu kryzys uchodźczy ma być przedmiotem dyskusji w agendach ONZ. Czy temat koczujących na jordańskiej granicy w ogóle zostanie w jej trakcie podjęty?

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…