Beata Szydło opowiadała w Parlamencie Europejskim o milionie ukraińskich uchodźców, którymi zaopiekowała się Polska. Dziś Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rzuciło więcej światła na to, jak się sprawy mają, opowiadając o sytuacji mieszkańców Mariupola ewakuowanych do Polski w listopadzie ubiegłego roku.

Zniszczony Mariupol /fot Wikimedia Commons
Zniszczony Mariupol /fot Wikimedia Commons

Na początek zastrzeżenie podstawowe. Mieszkańcy Mariupola, żeby móc załapać się do państwowego programu ewakuacji, musieli nie tylko udowodnić, że wojna na wschodzie Ukrainy stanowi dla nich realne zagrożenie. Jeszcze ważniejsze było wykazanie się odpowiednim pochodzeniem – co najmniej jedna osoba w każdej rodzinie musiała dysponować Kartą Polaka. Miłująca bliźnich, broniąca chrześcijańskiej Europy, Polska nie ma wszak możliwości pomagać obcym. Nawet jeśli to też chrześcijanie.

Co więcej, także w odniesieniu do uchodźców-Polaków szczodrość ma granice. Dla grupy 184 ewakuowanych z Mariupola wdrożono półroczny „program adaptacyjny”. W jego trakcie mają zagwarantowane zakwaterowanie i wyżywienie w ośrodku Caritasu. W tym czasie muszą zatroszczyć się o uregulowanie formalności pobytowych i nauczyć języka. Jeśli chodzi o mieszkanie i pracę, z ofertami wystąpić miały samorządy. I występują – ponad półmilionowy Poznań szczodrze zaoferował mieszkania dla… dziesięciu rodzin. Na rok. Po trzy rodziny Polaków z Ukrainy chcą przyjąć Wałbrzych i Opole. Pozostałe gminy najwyraźniej boją się polonizacji Polski, bo albo w ogóle nie zgłosiły się z ofertą pomocy, albo kierują ją tylko do jednej rodziny.

Jeszcze ciekawiej wygląda sytuacja z pracą. Uchodźcy z Mariupola w Polsce będą mogli znaleźć zatrudnienie głównie w budowlance, handlu i gastronomii – takie propozycje dominują w utworzonym przez MSW banku ofert. Informacji o szczegółowych warunkach pracy brak, łatwo jednak się domyślić, że chodzi o niskopłatne, mało prestiżowe prace, te same, które oferuje się zwykle w Polsce zdesperowanym Ukraińcom.

Zaraz po ukończeniu programu adaptacyjnego uchodźców czeka zatem szybki kurs przetrwania na polskim rynku z jego wszystkimi atrakcjami. Gdy bowiem minie pół roku, minie również cierpliwość państwa polskiego – uciekinierzy opuszczą ośrodek i będą musieli radzić sobie sami. Przestaną być uchodźcami, staną się roszczeniowymi emigrantami ekonomicznymi, którzy zabierają prawdziwym Polakom pracę. Możnaby zbagatelizować sprawę, stwierdzając, że na Ukrainie, też nie słynącej z poszanowania pracowników, mogło im być jeszcze gorzej. Tak czy inaczej, po zestawieniu realiów z górnolotnymi wypowiedziami polityków, przy byle okazji płaczących nad losem rodaków za granicą, niesmak pozostaje.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…