Ukraina: próba spalenia domu sanitariuszki z kijowskiego szpitala

www.flickr.com/photos/bennohansen/

Szaleństwo ogarnia ludzi – niczym nie potwierdzone podejrzenie sanitariuszki o zarażenie koronawirusem wywołuje dzikie i okrutne reakcje tłumu.

W podkijowskiej wsi Czernogorodka mieszkają trzy sanitariuszki ze szpitala nr 5 w ukraińskiej stolicy. Część zatrudnionych – dziewięć osób – okazała się zarażona koronawirusem, w związku z czym zrobiono testy całemu personelowi. U wspomnianych sanitariuszek test nie wykazał obecności koronawirusa, w związku z czym kontynuują one pracę w szpitalu. Jednak informacje o tym, co się stało w szpitalu dotarły do miejsca ich zamieszkania. Sołtys wsi zakazał im opuszczać swoje domy pod groźba kary 17 tys. hrywien, współmieszkańcy nie wpuszczają do sklepu. Wczoraj w nocy podjęto próbę podpalenia domu Jeleny Miszczenko, rzucając w okno butelkę z koktajlem Mołotowa.

„Jestem zwykłą sanitariuszką. Dzisiaj rzucili mi butelkę z naftą w okno, nie wpuścili do sklepu, musiałam pojechać do sąsiedniej wsi. Przecież muszę kupić chleb. (…) Grożą mi spaleniem domu. Sąsiedzi mówią, żebym do nich nie podchodziła, bo jestem zarażona koronawirusem. Przyjechałam do przewodniczącego rady wiejskiej, a on mi powiedział, żebym siedziała w domu na samoizolacji. Ale ja chcę jeść, co mam robić? Boję się”, mówiła dziennikarzom ukraińskiego portalu Strana.eu Jelena Miszczenko.

Lekarze ze szpitala nr 5 są zdania, że to wina przewodniczącego rady, który bezpodstawnie oskarżył sanitariuszki, że są chore.

„Nie wiadomo, co tam się stanie do rana. Liczymy na dziennikarzy, że nagłośnią sprawę, żeby naszych ludzi nie pozabijali”, mówił portalowi Jarosław Tołstucha, anestezjolog.

Zdarzyło się na Ukrainie, w każdej chwili może się zdarzyć wszędzie.