Przedwczoraj Hanna Gronkiewicz-Waltz dokonała uroczystego otwarcia i poruszała się na czymś o wymiarach pół metra na pół metra, co przez media zostało nazwane trampoliną. Ba, to co otworzyła prezydent Warszawy te same media nazwały najpiękniejszymi bulwarami w Europie.

Dzień po otwarciu przeszedłem przez ten wybetonowany fragment brzegu Wisły z kilkoma pustymi przeszklonymi pawilonami, w których poza powietrzem z racji gabarytów nieznacznie przewyższających budkę telefoniczną nic poz powietrzem pewnie nie będzie. Mijałem kilka piaskownic postawionych pośród betonowego pustkowia, w których dzieci będą łapały prowitaminę D i udar słoneczny. Przeszedłem obok miniwodotrysku, mogącego pomieścić maluchy z jednej grupy przedszkolnej, w której połowa akurat choruje. No i widziałem jeszcze jedną, oblężoną do granic przyzwoitości, mobilną knajpę.

Przeszedłem się zatem po czymś, na co wydano setki milionów złotych i już tam nie wrócę, chyba, żeby pokazać komuś jak w stolicy wydaje się publiczne pieniądze.

Bulwary powinny żyć. Miastu nie wpadło to do głowy. Zdaniem decydentów wystarczy coś wybetonować i pomalować na ciemny grafit. No i jeszcze walnąć ścieżkę rowerową czterokrotnie szerszą od chodnika dla pieszych.

Mimo opowieści warszawskiego Ratusza o zrewitalizowaniu brzegu Wisły, w tym miejscu akurat życie zabito. Jaka matka przyjdzie tam z dzieckiem, gdy dojazd w te okolice transportem publicznym (czy nawet własnym samochodem) jest mocno utrudniony. Po co mają nadbrzeżami łazić ludzie, gdy nie ma nawet gdzie wypić kawy, o piwie nie wspominając.

Owszem, jest elegancko. Tyle, że życia tam nie ma. Nie występują uliczni performersi, bo to nie dla nich. Nie przyjdą tam młodzi ludzie, bo jak nie ma piwa, to po co. Wygląda zatem, że cała ta inwestycja jest gigantycznym berejowskim misiem. Służącym władzom stolicy do chwalenia się.

Zresztą nie pierwszym. Zrewitalizowały już przecież – czyli przywróciły pieszym – fragment Marszałkowskiej, plac Grzybowski, a nawet zalesioną drzewami w doniczkach ulicę Świętokrzyską. Tyle tylko, że wydane na ten cel pieniądze żadnego życia tym miejscom nie dały, a wręcz przeciwnie. Uniemożliwienie parkowania, spowodowało, że Marszałkowska wymarła. Plac Grzybowski też, a teraz to samo dzieje się na Świętokrzyskiej, bo ludzie jacyś tacy są dziwni, i nie chcą siedzieć w knajpach tuż obok smrodzących i hałasujących samochodów.

Najnowszym pomysłem warszawskiego ratusza jest zasypywanie wielkich przejść podziemnych separujących skutecznie ruch pieszy i kołowy. Zamiast bezpiecznie i bez lejącego się na głowę deszczu przechodzić pod rondem przy Rotundzie, teraz każdy będzie musiał korzystać z wymalowanych zebr. Miejsca pracy w lokalach znajdujących się w tych przejściach znikną. Korki w mieście będą jeszcze większe,  piesi zdani na dobry refleks kierowców, a stojąca na światłach komunikacja miejska jeszcze wolniejsza. A wszystko dlatego, że lobby tzw. działaczy miejskich uważa, że windy w tych przejściach nie działają i nikt jeżdżący na wózku i przede wszystkim rowerem nie powinien mieć podziemnych utrudnień.

No i zamiast zrobić windy z prawdziwego zdarzenia lub zjazdy i podjazdy, trzeba narażać tysiące pieszych na śmierć lub kalectwo.

Dokładnie ten sam postulat przyświeca likwidowaniu ścieżek ponad najruchliwszymi arteriami stolicy. Mają być zdemontowane, a piesi sprowadzeni na kolizyjny tor z samochodami.

Sama koncepcja aby mieszkańcy miast przesiedli się ze swoich aut do komunikacji publicznej jest ze wszech miar słuszna. Tylko dlaczego robi się to od tyłu. Zamiast pakować teraz każdą złotówkę w kolejne linie metra i tramwajów oraz wykorzystując na buspasy pasy zieleni, blokuje się miasto trując je kolejnymi tonami spalin. Ale opowiada się, że Warszawa staje się drugą Kopenhagą.

Nie staje się otóż. Bo gdyby bliżej przyjrzeć się sprawie, to wyjdzie na to, że na bulwarach nie ma nic dlatego, by mieszkający przy nich najbogatsi Warszawiacy mogli mieć w nocy cicho. Zaś reszta rewitalizacji to zamydlenie oczu opinii publicznej i zrobienie zadość kilku lobbującym za takimi rozwiązaniami dziennikarzom stołecznej Wyborczej. No i oczywiście wepchnięcie wielkich pieniędzy zaprzyjaźnionym firmom rewitalizację przeprowadzającym.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …