Zawodowym obywatelom-demokratom i w ogóle całemu Świętemu Protestariatowi też odradzam, ale oni mnie mało obchodzą.
Wygląda na to, że ludzie zaliczający się (nierzadko cokolwiek pochopnie) do lewicy w Polsce, pozazdrościli PiS-owi. Nie mogą bowiem ostatnio opuścić żadnej okazji, by się spektakularnie skompromitować. Ponieważ Wielka Wojna Ojczyźniana o demokrację i praworządność jawi się jako tymczasowo przegrana, teraz polscy liberalni demokraci i szpagatowi lewicowcy zaczęli konkurować z PiS-em w ramach partyzanckiej podjazdówki nerwów i złośliwości.
Niestety, są w tym słabi i niedoświadczeni. PiS i jego zwolennicy trollują lepiej, skuteczniej, bardziej masowo. Lewica zaś, zamiast wykuwać własne rytuały i angażować w nie ludzi, próbuje ich zmobilizować do głupawych zjazdów jak ten, który zmaterializował się w Warszawie 10 czerwca, w dniu wiadomej miesięcznicy. Kompromituje tym nie tylko siebie samą, ale – co najgorsze – bardzo ważne inicjatywy, które powołała; np. strajk kobiet.
Przypomnijmy, dwa dni temu wyznawcy kościoła smoleńskiego zebrali się jak mają to w zwyczaju, by wzmacniać kult Lecha Kaczyńskiego i pielęgnować rusofobiczny mistycyzm i inne kolektywne paranoje. Przeszkadzać w tym dziadostwie poszli jacyś ludzie afiliowani przy strajku kobiet, Obywatelach RP itp. Ma się rozumieć nie osiągnęli niczego poza jakimiś drobnymi zakłóceniami porządku doraźnie i wrzuceniem kolejnego kamyczka do ogródka radykalizacji i fanatyzacji popierających rząd. Będą więc mieli tylko gorzej, poza tym nie wierzę, że starczy im sił na kolejne, konsekwentne wyrządzanie smoleńsczykom dokuczliwych dolegliwości.
Oczywiście, ten dziwaczny i niepotrzebny „protest”, który stał się kolejnym dowodem atrofii intelektualnej środowisk antyrządowych ukazał ich upadek w pełnej krasie. Sam pomysł był idiotyczny, ale jego wykonanie po prostu przerażające. Próby zablokowania spokojnego bądź co bądź marszu wiernych pod wodzą najważniejszego kapłana kościoła smoleńskiego musiały zostać przełamane przez policję. Ta chwyciła więc kogo pod ramię, kogo za grdykę i zniosła z trasy comiesięcznej procesji. Kilka dni wcześniej, gdy policja tak samo postąpiła z grupą patriotów, którzy chcieli stanąć na drodze Paradzie Równości, wrzeszczano „dziękujemy policjantom”. Rozumiem, że każda inicjatywa polityczna rządzi się w głównej mierze logiką „ale to my mamy rację”, niemniej minimum poczucia proporcji nie zaszkodzi.
Smoleńszczycy maszerują od blisko dekady. Wywołują politowanie lub śmiech, nie stanowią żadnego realnego zagrożenia ponad to, które już się zmaterializowało i zostało całościowo zinternalizowane przez tzw. naród polski, tudzież tzw. opinię publiczną. Teraz, gdy oklapnięta z nudów wielkomiejska hipsterka i jakieś sfanatyzowane elementy protransformacyjne w średnim wieku udają, że pod pachami pije ich brak demokracji powstała moda. Święty Protestariat, a to przed Sejmem, a to na warszawskim Krakowskim Przedmieściu pręży się jak modelki na wybiegu. Tyle że porównuje się nie chorobliwą sylwetkę czy moc makijażu. Tu chodzi o konkurs na arogancję, bezczelność, butę, na najbardziej odważną demonstrację wzajemnej pogardy. Benefis patologicznych osobowości i nic poza tym.
Toteż nie może dziwić, że w przedsięwzięciu o takim profilu udział wzięła dziennikarka kiedyś „Gazety Wyborczej”, a teraz „Polityki” Ewa Siedlecka i ikona etosu destrukcji cywilizacyjnej wywołanej transformacją – święty prawie niczym Michnik – Władysław Frasyniuk. Ten duet doznał podczas omawianych wydarzeń szczególnego połączenia, a mianowicie świętym węzłem kombatanckim. I jedno i drugie bowiem zostało przesunięte przez policję. To zaś posłużyło do wzniecenia żałosnego rejwachu na nutę „stan wojenny powraca”. Rzeczona nuta szybko wybrzmiała, bo jest tak fałszywa, że nawet zawodowy obywatel z wykształceniem muzycznym żenowałby się ją wokalizować. Pozostał jedynie niesmak i żal, bo strajk kobiet, to było coś czego nie wolno Wam było uwalić w kloace tanich rozgrywek pomiędzy III i IV RP. Przepraszam, pozostały też gromkie wezwania, by za miesiąc stawić się na blokadzie miesięcznicy liczniej.
Nie wiem, czy jest jakiś bardziej szkodliwy infantylizm niż wpinanie się w każdą przestrzeń, gdzie jeśli już nie można zwalczać rządu, to przynajmniej się go zagłusza jak kiedyś Wolną Europę, i to za wszelką cenę. Tak jakby problemem społeczności walczących o emancypację była grupa dziwaków modląca się o zbawienie kraju do swojego bóstwa imieniem Jarosław i odbywała krótkie spacery z krzyżem i transparentami „Polish president murdered in Russia”. I na tym właśnie polega bezmyślna frasyniukizacja opozycji. Być broszką do wypłowiałego od biedy i degrengolady III RP garnituru przedsiębiorcy Frasyniuka (którego jedyną legitymacją są zasługi w obalaniu) to dążenie intelektualnego bankruta, człowieka niezdolnego do elementarnej krytycznej refleksji, to działanie jednostki, którą przerasta prosta sprzeczność. I pal sześć, gdy przytrafia się to niezaangażowanym politycznie, ale jeśli aktywistka, bądź aktywista nie jest w stanie pojąć tego, że o ile odruch obrony przed zakusami PiS jest słuszny, uzasadniony i potrzebny, to nie może być realizowany bez względu na wszystkie inne okoliczności. Ileż to trzeba było kompromitacji, by w końcu zapanowało masowe przekonanie, że Komitet Obrony Demokracji, to zwyczajne oszustwo. Co jeszcze musi się wydarzyć, by liderzy różnych środowisk pojęli, że prowadzą siebie i afiliowanych w swoich organizacjach na rzeź? Że powodowani cennymi przesłankami podłożyli się politycznym cinkciarzom jak Kijowski czy neoliberalnym, konserwatywnym biurokratom w rodzaju Grzegorza Schetyny? Jak długo trzeba będzie jeszcze spacerować po dnie? Czy nie czas już choćby spróbować się odbić?
Doprawdy, polecam odrobinę samodzielności w myśleniu i działaniu. Kilka tygodni temu pisałem, by nie próbować mierzyć się z Prawem i Sprawiedliwością na wygłupy, bo to recepta na pewną przegraną. Obym nie doczekał się kolejnego dowodu na słuszność tej tezy.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
Daleko mi do lewicy, bardzo daleko, ale jestem pod wrażeniem tego tekstu. Nie wiem sam czy bardziej przenikliwości oceny (z punktu widzenia lewicowego rzecz jasna) czy bardziej odwagi wypowiedzianych opinii… nazwisko Bojana Stanisławskiego gdzieś tam „obijało mi się o uszy”, ale teraz będę aktywniej poszukiwał tekstów tego publicysty. Warto…
Słusznie!
Niech się POPiS cieszy chwilą. Wypłuczmy ich przy wyborach. Mamy na złoczyńców straszną broń…INTERNET! Pielęgnujmy i chrońmy wolność słowa w INTERNECIE, bo to JEDYNE nam tylko pozostało! Krew troista mnie zalewa kiedy nalane rozdarte mordy publicystów chcą zakazu wolności słowa w INTERNECIE pod parasolem: antysemityzmu, hejtu, obrazy uczuć religijnych itp. PS. Zapyziałe gryzipiórki Wy nie zasługuje cie na wolność, niewolnictwo wyssaliście z mlekiem matki! Ku przestrodze!
Znaczy kto niby miałby stanąć w szranki do POPiSu? Internet?
W punkt
Swietny tekst.
Mądry komentarz