W Hiszpanii kończą się podatkowe wakacje dla potężnych kapitalistów. Gabinet Pedro Sancheza podjął decyzję o nałożeniu podatku cyfrowego na wielkie firmy internetowe. Ze społeczeństwem będą musieli się podzielić również spekulanci. W ślad za Madrytem zamierzają pójść kolejne europejskie kraje. Nie ma wśród nich Polski.
Rząd w Madrycie zdecydował się sięgnąć po część ogromnego bogactwa takich firm jak Google, Netflix, Amazon czy Facebook. Giganci, generujący zyski na bazie relacji międzyludzkich w sieci zapłacą podatek cyfrowy w wysokości 3 proc. przychodów na terytorium iberyjskiego państwa. Obciążeniem będą objęte koncerny osiągające dochody powyżej 750 mln euro w skali globalnej i przekraczające 3 mln euro w Hiszpanii.
O odważnym posunięciu lewicowego gabinetu koalicyjnego złożonego ze starej socjaldemokracji – PSOE i nowej – Podemos, poinformowała minister finansów Maria Jesus Montero. Polityczka podkreśliła, ze podatek ma na celu dostosowanie idei sprawiedliwości społecznej do współczesnych warunków technologicznych, wobec których dotychczasowe narzędzia państwa okazały się bezradne i niezdolne do działania na rzecz obywateli.
Podatek cyfrowy przyniesie hiszpańskiemu społeczeństwu ponad miliard euro. Pieniądze te mają zostać przeznaczone na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia, a także na zasilenie programów aktywizacji gospodarczej biedniejszych regionów.
Regulacje zaczną obowiązywać pod koniec 2020 roku. Minister Montero wyraziła nadzieję, iż do tego czasu zarówno państwa członkowskiej, jak i sama Unia Europejska dojrzeją do decyzji o opodatkowaniu gigantów cyfrowych za pomocą instrumentów międzynarodowych. Nadzieją na taki rozwój wypadków napełniają deklaracje czołowych polityków UE. Komisarz do spraw gospodarczych i finansowych, były premier Włoch Paolo Gentiloni zapowiedział „rozeznanie możliwości wprowadzenia podatku internetowego na poziomie państw zaliczających się do OECD lub G20, czyli na poziomie globalnym, co byłoby rozwiązaniem najbardziej efektywnym”. Umowa w tej sprawie powinna zostać podpisana przez państwa członkowskiej OECD do końca bieżącego roku.
Hiszpański gabinet przyjął także projekt podatku od transakcji finansowych (0,2 proc.), tzw. podatek Tobina. Minister podkreśliła, że rząd chce „bardziej sprawiedliwego” systemu podatkowego, dostosowanego do nowych trendów ekonomicznych, globalizacji i cyfryzacji.
O wprowadzeniu podatku cyfrowego mówią też przedstawiciele rządów Cypru, Włoch i Wielkiej Brytanii.
Perspektywa umniejszenia zysków korporacji internetowych wywołała reakcję głównego strażnika interesów wielkiego kapitału – prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Przywódca USA zapowiedział zaostrzenie taryf celnych wobec każdego kraju, który ośmieli się targnąć na zyski gigantów. W przypadku Francji groźna ta zadziałała. Rząd w Paryżu, mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie zdecyduje się na wprowadzenie podatku cyfrowego.
Podobnie zachował się również polski rząd, który rozważał opodatkowanie korporacji, jednak po interwencji Waszyngtonu, pomysł ten porzucił. We wrześniu 2019 roku przebywający z wizytą w Warszawie wiceprezydent Mike Pence pochwalił uległość naszego kraju. „Wiem, że prezydent Trump jest panu wdzięczny za odrzucenie projektów podatku od spółek cyfrowych” – powiedział.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Paryż się wycofał, a Berlin sam na wojnę z USA nie pójdzie. Osamotniona Hiszpania straci więcej niż zyskała bo w ramach retorsji załapie się na 20% podatek ,,od wszystkiego” co próbuje upychać w USA i Kanadzie.
I tyle rząd w Madrycie ,,Ugra” w jedną kieszeń zwiną miliardzik od góglary, a do drugiej nie wpłynie miliardzik z handlu zagranicznego…
Francuzi i Niemcy chętnie coś swojego w to miejsce do USA sprzedadzą… I tak wygląda sławetna ,,jedność” europejska.