Przechadzka po polskich mediach, zarówno tych propagandowych jak i społecznościowych jest niemal zawsze spacerem zgoła niemiłym. Czasem ze względu na to co tam można uświadczyć, a innym razem ze względu na sprawy, które pominięto. Cóż, jak pisał pewien ceniony ongiś przeze mnie redaktor, w latach swojej świetności – „bezwstyd polskiego pismactwa nie zna granic”. Dziś nie dał o sobie znać w sposób szczególny, ot zwykły dzień.

Polska została wtrącona w stan postnoworocznej nirwany, której godzinę wyznacza coroczna impreza Jerzego Owsiaka, którą postanowiono, podobnie jak Wojtyłę, otoczyć bezmyślnym, bezkrytycznym kultem. Widziałem nawet jak rzeczniczka Lewicy Anna Maria Żukowska opłakiwała jakieś rzekome uwikłanie świętej orkiestry w chińskie interesy i propagandę (sic!). Jej szef Czarzasty zaś tłumaczył obsesyjnie prawicowej dziennikarce Polsatu Agnieszce Gozdyrze, że nie wychwala Armii Czerwonej, a Gawkowski połajał Krula za to, że ten nie przyłączył się do parlamentarnej uchwały potępiającej Putina. Oprócz antykomunizmu naród żyje też jakimiś rozmyślaniami o tym kto prowadzi czyj profil na portalu społecznościowym Facebook. Czarownie!

Przez chwilę tak zwana opinia publiczna w Polsce zajmowała się sprawami poważnymi – to jest potencjalnym wybuchem gigantycznego konfliktu wskutek imperialistycznych ekscesów USA na Bliskim Wschodzie. Pojawiły się różnice zdań, a nawet wybrzmiały całkiem mądre dialogi. Lewica sformułowała kilka ważnych oświadczeń i wpisów, intuicyjny antimperialistyczny sentyment uzyskał nawet jakąś legitymację. Szybko jednak wszelką powagę zmiótł Jerzy Owsiak ze swoim ryczącym przedstawieniem, a wcześniej przykryły wzburzenia dotyczące tego czy Duda będzie przemawiał w Izraelu czy nie.

Bardzo szkoda, że polska opinia publiczna daje się tak wodzić za nos. Akurat miała szansę się czegoś nauczyć jeśli chodzi o Bliski Wschód.

O zamachu terrorystycznym zleconym przez Biały Dom, w którym tydzień temu zginął jeden z najważniejszych wojskowych strategów i polityków w całym regionie – Ghasem Solejmani – prawie wszyscy zapomnieli. Westchnięcia i zainteresowanie okazały się bardzo chwilowe. Tymczasem sprawa ma przecież swój dalszy ciąg, którego Polkom i Polakom nie będzie zapewne dane zrozumieć.

Po pierwsze – prawie bez echa przemknęła wizyta Władimira Putina w Damaszku. Nikt nie zastanawiał się skąd ten nagły ruch i to przywódcy, który podróżuje rzadko i niechętnie. Wydaje się, że Kreml chciał się upewnić, czy Rosja i Syria mogą nadal mówić jednym głosem w regionie i czy wobec tak drastycznego postępku amerykańskiego imperializmu al-Asad nie ulegnie presji wspólnej zemsty i nie uwikła swojej armii w jakieś bezpośrednie starcia z wojskami USA.

Po drugie – upadło kilka mitów. Jeden o niepopularności rządu w Teheranie, który, nawet jeśli ostatnio zawodził obywateli, okazał się zdolny do szybkiej konsolidacji w obliczu drastycznego ataku. Miliony ludzi, którzy opłakiwali publicznie Solejmaniego i wzięli udział w żałobnych procesjach mówią same za siebie. Po drugie – jasne się stało, że jankesi nie zaatakowali Iraku celem zaprowadzenia demokracji, bo gdyby tak było, to dostosowaliby się uprzejmie do rezolucji tamtejszego parlamentu i zaprzestali okupacji. Nie dość, że oficjalnie odmówili, to jeszcze kazali sobie zapłacić za przeprowadzenie wojny napastniczej. Tupet iście trumpowski!

Po trzecie – Iran ostrzelał w odwecie amerykańską bazę w Iraku, w której, jak się okazało, stacjonowali też polscy żołnierze. Co tam robili poza demonstrowaniem nieskończonej służalczości Rzeczpospolitej wobec USA, nie wiadomo. To jednak bardzo symboliczne. Doszło do ataku na amerykański obiekt wojskowy na Bliskim Wschodzie, a Waszyngton położył uszy po sobie. To się jeszcze nie zdarzyło.

Po czwarte – doszło do bardzo silnej konsolidacji społeczeństwa irackiego i irańskiego, głównie w opozycji do Stanów Zjednoczonych. Poza tym – nolens volens – udało się też mocno zjednoczyć w antyimperialistycznym uścisku narody obu tych państw. Popularność szyickich milicji w Iraku wzrośnie, a antyirańskie nastroje zapewne szybko staną się politycznym folklorem.

Cokolwiek Waszyngton wykoncypował jeśli chodzi o Bliski Wschód – raczej na pewno nie idzie to zgodnie z planem. Kto wie? Być może koniec imperium nastąpi szybciej niż nam się wydawało? Byle tylko nie zabrało całej ludzkości ze sobą do grobu. Choć najgorsze będzie to jeśli okaże się, że po tym jak USA ześle na nas nuklearny Armageddon, Owsiak będzie naprawę imprezował jeden dzień dłużej.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Tak, to smutne, że Polaków bardziej zajmuje WOŚP niż potyczki idiotów amerykańskich z idiotami irańskimi. Co za czasy!

  2. Patrz panie Bojan, tylko dziadek Korwin trzeżwo ocenił sytuację po jankeskim zamachu oraz tylko on olał ciepłym moczem wzmożenie patriotyczne które opanowało polski sejm który uchwalił, że „POLSKA WIELKIM POETĄ JEST I BASTA!!!!”, Czarzasty z kochanką oraz cała młoda lewica aż się trzęśli klaskając na pohybel Putinowi i „imperialistycznej” Rosji — bo tylko Rosja wykazuje wg. lewicy imperializm (Zandberg parę razy o tym mówił), tzw. lewica już czeka w kolejce aby „possać” jankeski rozporek………………….

    1. znikąd nadziei… co bowiem myśleć o narodzie, którym rządzi Mosbacher? i który największego wroga tworzy sobie z największego sąsiada?

    2. 100/100!
      Zawsze uważałem że historię należy traktować jak lekcję, a nie materiał do pouczania innych. Zawsze z tego wychodzi (i wychodziło) że moja racja jest najmojsza… i co mi pan zrobisz… Niech w tej materii akademickie spory wiodą sobie w najlepsze historycy, politykierstwu – wara.
      To jest dopiero instynkt leminga!
      Tylko jeden brydżysta zachował się jak należało.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …