Warszawa zostanie wyleczona z jednej z patologii transformacji ustrojowej. Co prawda, tylko tej rażącej estetycznie. Nie ulega jednak wątpliwości, że usunięcie z przestrzeni publicznej wątpliwej urody reklam, szyldów i banerów sprawi, że stolica Polski stanie się nieco przyjemniejszym miejscem do życia.
Wszechobecne reklamy, bardzo często zawieszone nielegalnie, a niemal zawsze przy pogwałceniu architektury krajobrazu znikną z przestrzeni publicznej Warszawy w ciągu najbliższych pięciu lat. Proces ich demontażu nabierze dynamiki dopiero w roku 2022. Dlaczego? Władze stolicy, korzystając z doświadczeń innych ośrodków, postanowiły dać kapitalistom rozwieszającym przestrzeń reklamową oraz właścicielom prywatnych posesji, którzy udostępniają swoje płoty i mury, na dostosowania się do nowych wymagań.
Jakie czekają nas zmiany? Uchwała krajobrazowa wprowadza klarowne zasady i warunki umieszczania reklam oraz definiuje kary, jakie czekają tych, którzy się dostosują się do jej zapisów. Reklamy, a w szczególności wielkie i świecące po oczach banery znikną z ulic centrum miasta. Ich obecność będzie dozwolone jedynie przy trasach wylotowych, tak aby nie raziły mieszkańców. Pozostałe nośniki będą musiały być wykonane z określonego materiału oraz prezentować estetykę zgodną z krajobrazem dzielnicy.
Zmiany dotyczą również szyldów, które wieszają drobni kapitaliści – fryzjerzy, szewcy, sklepikarze. Oni również będą musieli przestrzegać reguł jeśli chodzi o parametry nośników. Takie normy dotyczyć będą nie tylko centrum, ale również pozostałych dzielnic.
Warszawa obecnie tonie w śmiecioreklamach. Jak podaje Zarząd Dróg Miejskich, na koniec 2018 roku z 7800 reklam położonych wzdłuż stołecznych dróg, które skontrolowali drogowcy, jedna piąta (dokładnie 1432) kwalifikowało się do usunięcia.
– Teraz uchwała idzie pod osąd wojewody mazowieckiego. Zakładamy, że skoro było to jednogłośne uchwalenie, wojewoda nie będzie miał już nic przeciwko. Uchwała wejdzie w życie i będą dwa i trzy lata na dostosowanie się do przepisów – powiedziała Ewa Janczar, szefowa komisji ładu przestrzennego.
Firmy mają teraz dwa lata na dostosowanie się do przepisów, ostateczne ujednolicenie małej architektury potrwa pięć lat. Potem na reklamiarzy będą czekać kary. Za nielegalną reklamę o powierzchni 1 metra kwadratowego mandat wyniesie ponad 112 zł, w przypadku dużego nośnika, jak 500-metrowa siatka, będzie to już 4600 zł dziennie.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Ciekawe jak to będzie wyglądać w praktyce. Tak naprawdę to z naszych miast powinny zniknąć wszystkie reklamy. Parę lat temu byłem w Hradec Kralove w Czechach i w tym pięknym mieście nie było praktycznie żadnych bilboardów. O tym, że w pobliżu jest supermarket informowała tabliczka niewiele większą od znaku drogowego.
Można? Można.
„drobni kapitaliści – fryzjerzy, szewcy, sklepikarze” ci akurat najczęściej nie są kapitalistami, bo sami zapieprzają w swojej firmie przynajmniej 2 razy tyle co ich pracownicy. I to nie oni odpowiadają za zaśmiecenie miast reklamami.
Uderzenie w wielkie firmy jest trudne, ale mamy już do tego konkretne podstawy – budżet bez deficytu, CZYLI bez konieczności emisji długu państwowego na rynek giełdowy. To ekonomiczna podstawa, żeby móc pokazać figę tzw. inwestorom, czyli prawdziwym kapitalistom.