200 tysięcy złotych żąda od ruchu miejskiego Miasto Jest Nasze firma deweloperska Greenfields. Spółka uważa, że społecznicy dopuścili się wobec niej „naruszenia renomy” opisując próby zdeformowania krajobrazu Żoliborza. MJN nie zamierza składać broni, ale liczy się z tym, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Firma Greenfields gra naprawdę ostro. Miasto Jest Nasze informowało w ostatnim czasie o próbach przekształcenia planu zagospodarowania przestrzennego dzielnicy Żoliborz. Oczekiwania dewelopera według społeczników w stopniu znacznym zaburzyć estetykę architektoniczną, a także wywrzeć negatywny wpływ na jakość powietrza.
Przykład? Firma planowała postawić wieżowiec w rejonie przeznaczonym na domki jednorodzinne. Zabudowa miała powstać również w miejscu, gdzie według planu przestrzennego przebiega kanał przepływu powietrza – architektoniczny wentylator, który umożliwia wywietrzanie smogu. Dzięki takim rozwiązaniem Żoliborz cieszy się najczystszym powietrzem spośród stołecznych dzielnic.
Miasto Jest Nasze opisało te praktyki w kilku artykułach. Dziś społecznicy poinformowali, że firma domaga się od ruchu 200 tysięcy złotych rekompensaty z tytułu poniesionych strat wizerunkowych, a także bezprawnego, zdaniem Greenfields, wykorzystania w publikacjach na stronie MJN grafik wizualizujących projekty.
„Żądana kwota wynika bezpośrednio z kosztów poniesionych przez firmę Greenfields (…) na którą składają się koszty pracy m.in. architektów, grafików, fotografów i prawników” – to fragment pisma, które otrzymali społecznicy.
Jakie stwierdzenia znalazły się w publikacjach? Co takiego, zdaniem dewelopera, wyrządziło krzywdę dobrej opinii firmy? Chodzi o określenia takie jak: „Nie dla LexDeweloper #Żoliborz”, „najnowszy pomysł Greenfields ma szansę powalczyć o podium kuriozów deweloperskich”, „ów deweloper chce całkowicie wbrew MPZP zabudowywać teren klina nawietrzającego” czy „po takiej porażce Greenfields posypie głowę popiołem”.
MJN oczywiście nie zamierza poddać się takiemu naciskowi, ani wypłacać deweloperowi kwoty, która jest całkowicie poza zasięgiem ruchu społecznego.
„To kasa, o której możemy tylko pomarzyć w słodkich snach, gdy przyjeżdża Soros czy inny mityczny filantrop i zasypuje nas furą złota. Niestety, rzeczywistość jest taka, że każdą złotówkę oglądamy kilka razy przed jej wydaniem, a taka kwota z miejsca pogrążyłaby nas w głębokim bankructwie” – czytamy we wpisie na fb organizacji.
Społecznicy nie mają wątpliwości, że jest to próba zamknięcia im ust przez potężnego gracza. „Okazuje się, że pisanie prawdy o ich działaniach tak się im nie spodobało, że zamiast dyskutować, postanowili postraszyć nas pozwem” – wskazują.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Zdziwienie? Kto to na lata popsuł prawo o zagospodarowaniu przestrzennym? Było pomyśleć na lekcjach historii o pierwszej demokracji w Atenach i zastanowić się, kto ja tworzył. To była demokracja wolnych ludzi, chcących chronić swoją wolność, swoje mienie, i rodziny przed skutkami wpadnięcia w długi i groźba stania się niewolnikiem we własnym państwie. To 594 lata p.n.e. Solon kazał obalić kamienie dłużnicze na zajętych przez kredytodawców polach. Dopiero po tym zaczęto spotykać się na Agorze i tworzyć prawa, ale dalej tylko dla wolnych ludzi. Źle to się jednak skończyło, bogaci doszli do władzy, zaczęli walczyć z innymi i narzucać demokratycznie hegemonię, a jak ktoś nie rozumiał jej zalet, wysyłali okrety. Tak sobie trwalo mniej iz sto lat. Potem przyszli inni, silniejsi, zdyscyplinowani i uzbrojeni, a motloch, przyzwyczajony do życia ponad stan nie umiał obronić demokracji. Dziś przebiega to wbrew pozorom inaczej, nadal jednak Faktycznie zaczyna się od pieniądza. Wszystkie głosy są równe, ale można zaskarżyć publicznie i wygrać w sądzie, udowadniając poniesione straty. Faktycznie firma, jeśli nie zbuduje owego osiedla nie osiągnie zaplanowanego zysku. Czy nie inaczej przyjęto międzynarodowe prawa, stosowane przez globalne, ale i male firmy, dowodzące, że w wyniku zmiany prawa krajowego nie osiągną zaplanowanych przed laty zysków? Czy firmy, które zakupiły prawo do wydobycia gazu nie oskarżą kiedyś Polski, że restrykcyjnie pilnuje wody, jakże potrzebnej do wypychania gazu spod ziemi? Czy nieznani eksporterzy węgla do Polski nie wystąpią o odszkodowanie, jeśli zamkniemy granice przed węglem niskokalorycznym, a na pozostały ustanowimy limity? Te same prawa są zresztą wykorzystywane w drugą stronę przez organizacje nacisku. Kto pamięta historię budowy domu na Powiślu, zablokowaną przez grupę pobliskich społeczników. Takich przykładów, dziesiątki. Jak to mówią o bąku i musze? Pozostaje wiara w niezawisłe sądy, które jednak są związane owymi przepisami preferującymi korporacje i globalizację oraz tym samym kapitał A tego społecznicy nie mają.