Teoretycznie dziś rano o ósmej miało wejść w życie „humanitarne zawieszenie broni”, lecz nie wytrzymało nawet pięciu minut, czyli najdłuższego pokoju w czasie wojny między Azerbejdżanem a Armenią, który zdarzył się po ogłoszeniu pierwszego „humanitarnego przerwania ognia” dwa tygodnie temu, po mediacji rosyjskiej. Tym razem przerwa była negocjowana w Waszyngtonie, lecz podobnie jak w poprzednich wypadkach, obie strony natychmiast oskarżyły się o jej łamanie.

Ilham Alijew, prezydent Azerbejdżanu, youtube

Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew wystąpił w telewizji z przemówieniem do narodu, w którym oświadczył, że Ormianie nie przerwali ognia, mimo „umowy waszyngtońskiej”, że atakują w rejone Terteru, podczas gdy Azerowie „ściśle ją przestrzegają”. Jednocześnie premier Armenii Nikol Paszynian poinformował na twitterze, że jest odwrotnie, to azerska artyleria nie przerwała ognia, podczas gdy Ormianie nie strzelają, zgodnie z umową. W efekcie, z relacji z terenu wynika, że wojna trwa, jak trwała.

Wojna na Zakaukaziu odegrała w ten sposób swą krótką rolę w amerykańskiej kampanii wyborczej, gdyż prezydent Donald Trump głośno obiecywał w weekend, że zaprowadzenie tam pokoju, jak i rozwiązanie konfliktu „jest łatwe”. Wobec kolejnej nieudanej próby przerwania ognia Kreml wyraził żal, że nic z tego nie wyszło i zadeklarował gotowość „zaakceptowania każdego środka, który doprowadzi do pokoju”.

Pogrzeb ormiańskiego żołnierza w Erywaniu. pinterest

W Stepanakercie, stolicy zamieszkałego przez Ormian regionu Górskiego Karabachu, który formalnie należy do Azerbejdżanu i który Azerowie chcą odzyskać, noc była stosunkowo spokojna, lecz przed samym wejściem w życie „umowy waszyngtońskiej” na miasto spadły rakiety, a artylerie obu stron wznowiły ostrzał. Impas dyplomatyczny wynika z przekonania obu stron, że „rozwiązanie dyplomatyczne nie ma sensu”, jak ujął to premier Armenii, gdyż nie zgadzają się one praktycznie w żadnym punkcie. Azerski prezydent nazwał z kolei Ormian „psami” i „dzikimi bestiami” i dodał, że pokój jest możliwy tylko wtedy, gdy wycofają oni swe wojsko z terytorium Azerbejdżanu.

Pogrzeb azerskiego żołnierza w bombardowanej Gandży. twitter

Wszystko to niepokoi sąsiedni Iran, który przyjaźnił się z oboma państwami, a teraz niektóre pociski obu stron spadają na jego terytorium. Teheren podjął decyzję o wysłaniu na granicę z Armenią i Azerbejdżanem jednostki Strażników Rewolucji, które mają interweniować, gdyby to się powtórzyło. Według Rosjan, w wojnie na Zakaukaziu zginęło od końca września co najmniej 5 tys. ludzi, a straty materialne są ogromne. Azerowie co prawda odzyskali niewielką część spornych terytoriów, lecz generalnie konflikt pozostaje pozycyjny, bez wielkich zmian na froncie.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…