Strategia nieagresji wobec Platformy Obywatelskiej, pakt senacki i opowiadanie o odsuwaniu PiS-u od władzy jako sprawy nadrzędnej, to dla lewicy prosta droga w okolice progu wyborczego, nawet pięcioprocentowego.
Jeszcze przed powstaniem wspólnej listy SLD, Wiosny i Razem słyszeliśmy głosy dochodzące z okolic Platformy Obywatelskiej, wyrażające nadzieję, że Zandberg, Czarzasty i Biedroń się nie dogadają. Wypchnięcie Wiosny i przede wszystkim SLD z Koalicji Europejskiej było więc obliczone na powstanie co najmniej dwóch albo trzech list wyborczych na lewo od KO. Grzegorz Schetyna z pewnością zdaje sobie sprawę, że tylko z tej strony grozi mu niebezpieczeństwo. A ponieważ głównym celem lidera PO nie jest – jak to fałszywie deklaruje – odsunięcie PiS od władzy – lecz bycie królem dżungli na opozycji, to po skonsolidowaniu lewicy, które nastąpiło zadziwiająco gładko i szybko, Schetyna sięgnął po czołowych działaczy i działaczki SLD i wsadził ich na swoje listy.
Stało się to zaraz po tym, gdy ‘’trzej tenorzy’’ zaproponowali Platformie Pakt Senacki, czyli niewystawianie przeciwko sobie kandydatów do Senatu. Chociaż pierwsza oferta w tej kwestii została zignorowana, Czarzasty i koledzy niedawno ją ponowili i najwyraźniej naiwnie sądzą, że wytargują kilku senatorów. A jak nie, to przynajmniej pobrudzą Schetynę, który odrzuci ich zaloty, ‘’pokazując prawdziwą twarz’’. Jest to działanie niepoważne. I kolejne pokazujące, że lewica ma być sympatyczną przystawką do obozu Grzegorza Schetyny.
Na łamach Krytyki Politycznej mogliśmy przeczytać komentarz Michała Sutowskiego o platformo-sldowskich transferach, lekceważący ten ruch. Sutowski stwierdza, że poza Katarzyną Piekarską straty są niewielkie. To prawda, ale jednak nie do końca. Bo o ile każdy nowy nabytek tzw. lewego skrzydła PO waży niewiele, to ich suma daje pewien polityczny efekt. Nie tylko czysto PR-owy (Piekarska, Wenderlich, Napieralski – czyli tzw. gęby medialne) czy ‘’strukturalny’’ (Nitkiewicz ze swoimi bydgoskimi strukturami czy Ferenc – na fruktodajnym stanowisku prezydenckim). Są to politycy, którzy zawsze robili dobre wyniki. Szczególnie nie wspomniany przez Sutowskiego Riad Haidar, pediatra z Białej Podlaskiej, który ze względu na swój ogromny autorytet i lokalną rozpoznawalność, przynosił zawsze imponujące liczby głosów – co na ścianie wschodniej, gdzie prawica trzyma się mocno, jest wyjątkowo ważne. To był praktycznie pewny mandat lewicy na tym terenie, teraz zaś będzie pracować dla wielkiej koalicji.
Nie chodzi przecież o przesunięcie agendy Platformy Obywatelskiej na lewo, lecz zagospodarowanie tych przyszłych wyborców, którzy bać się będą nieprzekroczenia progu przez mniejsze ugrupowania. Narracja o niemarnowaniu głosu została już wielokrotnie przetestowana, a ostatnio jej ofiarą padła Wiosna Biedronia, ledwie przekraczająca próg wyborczy w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Dlatego tym bardziej lewica nie może sobie pozwolić na nieodróżnialność od liberałów. Opowiadanie, że lewica i platforma to jedna wielka rodzina, że jedynym wrogiem jest PiS, sugerowanie że po wyborach wspólnie stworzą rząd to może dobra strategia, ale chyba tylko po to, żeby wsadzić 20-30 osób do sejmu. Lewicę stać by było na więcej, gdyby na czołowych miejscach znaleźli się działacze, co do których istnieje pewność, że nie przehandlują programu za udział we władzy i nie zafundują Polakom jakiegoś programu Rzońcy – nowego Balcerowicza, po którym to PiS czy jeszcze coś gorszego znowu wróci do władzy i będzie rządzić, tym razem ze 20 lat.
Jeśli zaś przyszła reprezentacja lewicy będzie się składać z liberałów różnej maści, to już samo słowo lewica będzie można porzucić jako skompromitowane na kolejną dekadę. I podziękować tym, którzy ten ruch uwiarygadniali dla osobistych korzyści.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
żadnych paktów z prawicowym diabłem… mam nadzieję, że nikt rozumny na zdrajców i przechrzty nie zagłosuje… kto raz zdradził obóz czy ugrupowanie, a więc i wyborców, powinien zniknąć z polityki na zawsze, bo jego wiarygodność jest zerowa
Słowo „lewica” we właściwym znaczeniu nie istnieje w polityce. Wrogie przejęcie języka, zgodnie z którym „lewica” jest synonimem wszelkiego zła, zaowocowało tym, że najbardziej prawicowa na polskiej scenie PO została przechrzczona na… skrajną lewicę. Dopóki język nie zostanie odzyskany, dopóty wygrywać będzie ten, kto skuteczniej przekona wszystkich, że nie jest żadną „lewicą”.
Najbardziej śmieszą mnie porady osób, które same nic nie osiągnęły.
Pakt senacki jest korzystny dla obu stron: Lewicy i Platformy.