Marek Kossakowski to sympatyczny facet. Działacz społeczny z dość ładną kartą, dziennikarz, a ostatnio polityk. Pełni funkcję współprzewodniczącego partii Zieloni. Zadanie to niełatwe, bo ugrupowanie przeżywa ciężki kryzys. Zapowiadana przed kilkoma laty „zielona fala” załamała się nim zdążyła porwać masy i wlać się na Wiejską. Plan się nie powiódł nawet w sojuszu z SLD podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Wcześniej partia została przetrzebiona w wyniku exodusu kilkudziesięciu działaczy do Razem. Niektórzy mówią, że to tylko zadyszka, inni, że poważne suchoty. Pewne jest jedno – obecne kierownictwo stoi przed trudnym zadaniem odbudowy struktur. I widać, że Kossakowski, wraz z drugą współprzewodniczącą, Małgorzatą Tracz podejmują ten wysiłek. Zieloni z niezłym refleksem i merytorycznym zębem kontrują dyletanckie poczynania ministra środowiska, ich przekaz jest obecny w dyskusji o problemie smogu. Jak na pacjenta, który jeszcze niedawno stał nad trumną, wygląda to całkiem nieźle.

Bycie przewodniczącym małej partii nie jest jednak zajęciem wdzięcznym, ani łatwym. Marek Kossakowski wie o tym doskonale. Jednym z bolesnych problemów jest kiepska rozpoznawalność. Dziennikarze TVP kilka razy zastanawiali się w swoich materiałach nad tożsamością tajemniczego „uczestnika wielu demonstracji”. Nawet biorąc poprawkę na ich warsztatowe braki, musi być to dla polityka trudne. Ba, łatwo w takim układzie zapomnieć, że jest się politykiem.

Coś takiego przydarzyło się Kossakowskiemu wczoraj na antyrządowym proteście. Była to demonstracja studentów, którzy wyrażali sprzeciw wobec działań obecnej władzy. Młodych pojawiło się jednak jak na lekarstwo, a więc w zastępstwie za młodych gniewnych musieli robić weterani walk z lat osiemdziesiątych. I tak, na zdjęciach z protestu widzieliśmy Seweryna Blumsztajna, a także Marka Kossakowskiego, w serdecznym objęciu z Wojciechem Maziarskim. Tak, właśnie z tym samym antypracowniczym pamfleciarzem; facetem, który w swoich felietonach przyrabiał związkowcom najpaskudniejsze mordy. Kiedy ośmieliłem się zauważyć, że okazywanie sympatii jednemu z głównych wrogów polskiego pracownika na politycznym wydarzeniu w wykonaniu lidera partii kokietującej lewicowych wyborców jest co najmniej niestosowne, przewodniczący Zielonych poczuł się urażony. – Przecież to jest stary kolega – odpowiedział lekceważąco.

Problem w tym, że obecność na wydarzeniach politycznych nie zawsze będzie odbierana tak, jak w TVP. Protest antyrządowy nie ma charakteru rekreacyjnego czy towarzyskiego. Jeśli pan przewodniczący poważnie traktuje swoją działalność, to musi zrozumieć, że akt bliskości uwieczniony na zdjęciu opublikowanym na Facebooku jest politycznym sygnałem. W tym przypadku był to sygnał niespójności deklarowanych wartości z praktyką. Bo ważną rzeczą jest sprawa, o jaką walczymy, ale również dobór sojuszników. Wojciech Maziarski na barykadzie walki o demokrację  to manifestacja niebywałej impertynencji. Człowiek, który w swoich tekstach konsekwentnie uderzał w idee demokratyzacji życia społecznego na poziomie zakładów pracy, nie może być twarzą walki o wolność, która, jak być może naiwnie wierzy wielu lewicowych uczestników demonstracji antyrządowych, oznacza również walkę o równość, która nie nadeszła wraz z PiS-em, a jej czas dopiero ma nastąpić. A równość społeczna podobno się mieści w katalogu wartości partii, której pan Kossakowski przewodniczy.  Każdy ma kontrowersyjnych znajomych, jednak w przypadku polityków najlepiej schować ich do kieszeni prywatności – dla dobra sprawy, wizerunku i z szacunku dla wyborców. Jeśli natomiast Wojciech Maziarski to po prostu stary dobry „Mazio” (jak napisał), którego bez wstydu można przytulić przed kamerami na niedźwiedzia, a głosy krytyki ironicznie wyszydzić, to może polityka po prostu przeszkadza Markowi Kossakowskiemu w utrzymywaniu towarzyskich zażyłości?

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Słusznie czynił Maziarski.
    Związkowcy w Polsce istnieją? Walczący o pracownika?
    Oszalał pan panie autor?

  2. nie będę płakał już zawierzyłem kukizowi i dzięki podobnym naiwnym kukiz jest przystawką pisuarów a walczy tylko o maryche

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …