Pytanie, jakie sobie teraz stawiają urlopowani jest takie, czy dane im będzie w ogóle powrócić do pracy.
Brytyjskie linie lotnicze wysłały 36 tys. ludzi na przymusowe urlopy, które, jakżeby inaczej, opłacać będzie państwo w wysokości 80 proc. dotychczas pobieranej pensji. To oczywiście tylko w teorii, praktyka, przynajmniej dla niektórych może być znacznie bardziej drastyczna. Linie usprawiedliwiają swój radykalny krok „największym kryzysem w historii lotnictwa”, choć nie wiadomo czy to jest szczyt zwolnień. Choć w istocie sytuacja w branży lotniczej jest fatalna: odwołane rejsy, pozamykane granice, utrudnione przekraczanie granic.
Brytyjski dziennik The Independent podkreśla, że skutki tej decyzji dotkną 80 proc. personelu naziemnego, inżynierów, pracowników administracyjnych i pracowników pomocniczych załóg pokładowych. Warto podkreślić, że pomoc państwa, czyli wypłacanie zapomogi w wysokości 80 proc. dotychczasowych zarobków będzie miało miejsce tylko wtedy, jeżeli rocznie urlopowani zarabiali nie więcej niż 30 tysięcy funtów.
To, jak się wydaje, jeszcze nie koniec zwolnień. British Airways prowadza rozmowy ze związkiem zawodowym pilotów Unite, można więc przypuszczać, że dotyczą one kolejnej fali zwolnień, tym razem pilotów. Na razie jednak, pisze brytyjska gazeta, nic nie wiadomo o ich rezultatach. Wcześniej uzgodniono, że linie obniżą pensję pilotom do wysokości mniejszej niż 30 tys. funtów na rok, by podlegali działaniom pomocowym państwa, a następnie 4 tys. z nich zostaną wysłani na bezpłatny urlop. Oznacza to, że ich zarobki zmniejszą się dwukrotnie.
Jeżeli taki gigant jak BA sięga po tak drastyczne środki, to jak zareagują mniejsze linie lotnicze na całym świecie? Charakterystyczne, że takie giganty, których zyski liczone były w setkach milionów (grupa IAG, do której należą British Airways, zwiększyła swój zysk w zeszłym roku o 19 proc.) w krytycznej sytuacji sięgają po publiczne pieniądze.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
Pytanie jest inne… kwestia czy krótko czy długofalowo. Mnie interesuje długofalowo. Oczywiście do czerwca część linii padnie i pozwalnia ludzi. Ale jeśli rynek lotniczy zachowa się tak jak po poprzednich „katastrofach”, kiedy to miał się „już nigdy nie podnieść” np. 9.11. to po prostu powstaną nowe firmy, a ci sami ludzie znajdą w nich zatrudnienie.
Choć rzeczywiście po hossie ostatnich lat można spodziewać się że to nie nastąpi od razu w 100%.