Przed wejściem na stary, miejski cmentarz w Santiago de Chile stoi pomnik, ustawiony tam w XIX w. Co roku 8 grudnia zbierają się przed nim religijne kobiety. W tym roku przyjdą tam również kobiety niewierzące, również z radykalnej lewicy i nawet liberałki, bo po pierwsze, chodzi o pomnik poświęcony kobietom, a po drugie, odbywa się to w kontekście zbliżającej się drugiej tury wyborów prezydenckich, a kandydat, który wygrał pierwszą turę, zapowiada całkowity zakaz przerywania ciąży.
Ten kandydat to pół-Niemiec, wyglądający na całego: Jose Antonio Kast, człowiek, który wbrew sondażom pokonał w pierwszej turze kandydata lewicy Gabriela Borica. Obaj spotkają się w drugiej, prezentując radykalnie odmienne programy polityczne: Kast jest przekonanym pinochetystą, radykalnym konserwatystą i gospodarczym ultraliberałem, wiernym lokalnej kulturze macho, jak i kulturze swego ojca, oficera Wehrmachtu, który także wyrażał się o kobietach z charakterystycznym lekceważeniem: uważał, że ich życie powinno być ograniczone do słynnych „trzech K”. Kast zawdzięcza ojcu wielki majątek, bo Chilijczykom posmakowały niemieckie wursty, które produkował.
Sam jest wziętym adwokatem, który nieoczekiwanie stał się pociągającą postacią telewizyjną, co w polityce jest najważniejsze. Nie ma wulgarności Trumpa czy agresywności Bolsonaro (prawicowego prezydenta Brazylii), choć jego propozycje wywodzą się jakby bezpośrednio od nich. Potrafi też spektakularnie zmienić stanowisko: choć długo krytykował obostrzenia sanitarne, opowiedział się w końcu za szczepionkami kowidowymi, jako przykładem sukcesu kapitalizmu i prywatnej inicjatywy, albo objawił się nagle, przed pierwszą turą, jako w sumie „obrońca kobiet”… Kiedyś powiedziałoby się, że ma w sobie coś z jezuity.
Pomnik przy cmentarzu w Santiago wiąże się zresztą z jezuitą, o. Juanem Ugarte, bo to on w grudniu 1863 r. przygotowywał specjalną mszę dla kobiet. W Polsce wtedy dogorywało powstanie styczniowe, rozdziobywały nas kruki i wrony, podczas gdy w Santiago panowała radosna atmosfera fiesty: do miasta przybył nuncjusz papieża Piusa IX. Tego, który 8 grudnia 1856 r., czyli siedem lat wcześniej, olał wszystkich kardynałów i episkopaty, by ze swej prywatnej inicjatywy ogłosić nowy katolicki dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP. Miał to być rodzaj prezentu dla kobiet. A w Santiago prezentem dla nich był przyjazd nuncjusza Eisaguirry.
Na jego przywitanie kobiety-wolontariuszki powywieszały w kościele jezuitów pod nowym wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP różnokolorowe draperie z gazy i muślinu, na ścianach i nawet suficie. Papierowe kwiaty i łańcuchy zdobiły całą nawę główną. Co bogatsze panie przyszły na mszę w krynolinach, które niestety szybko się zgniotły z powodu nadzwyczajnego napływu tłumu kobiet i małych dzieci. Tłok był niezwykły, bo zapowiadało się wyjątkowe widowisko: przed pełnym kościołem stały tysiące ludzi, które bez powodzenia też próbowały wejść.
Ks. Ugarte chciał oczarować nuncjusza nie tylko pobożnością lokalnych kobiet, ale i spektakularnymi nowinkami mszalnymi, które były jego prywatną inicjatywą: oprócz 20 tys. świec, oprócz niezliczonych lampionów, nad główną nawą zawisł wielki blaszany półksiężyc wypełniony płynną parafiną. Gdy na zapowiedź o. Ugarte na ołtarz wszedł nuncjusz, a kobiety i dzieci uklękły z pokorą, specjalny pomocnik zapalił półksiężyc, który buchnął wielkim ogniem. Rozległo się głośne „aaaaaa!” oczarowania, nuncjusz też był zachwycony, a ciekawy tego tłum przy głównym wejściu napierał jeszcze mocniej. Płomień wydawał się jednak za duży, zaczął sięgać sufitu, więc pomocnik próbował go zgasić swoim ponczo, które niestety nasiąkło wcześniej parafiną.
Najpierw zajęły się papierowe kwiaty, potem draperie, aż zaczęło palić się dosłownie wszystko. Rozległ się wtedy inny krzyk, krzyk przerażenia, który usłyszało całe miasto. Chyba jedynym, który zachował zimną krew, był o. Ugarte: złapał za kołnierz nuncjusza, skrzyknął resztę duchownych i ewakuował ich przez drzwi do zakrystii, które natychmiast zaryglował, gdyż obawiał się, że kobiety mogły ukraść skromne, mszalne przedmioty ze złota, które tam składowano. Zanim to zrobił, nabrał powietrza w płuca i krzyknął coś, co przeszło do historii: „Umierajcie szczęśliwe, bo traficie prosto przed oblicze Maryi!”. Ale Niepokalana Dziewica musiała oglądać akurat jakiś serial, bo nie usłyszała krzyku trwogi kobiet i dzieci z kościoła jezuitów w Santiago.
Kobiety nie miały wyjścia: zaczęły spadać na nie z sufitu ciężkie świeczniki, a w końcu zawaliła się cała centralna wieża. W ten sposób ponad 2500 osób zmieniło się w węgiel, co jest do dziś niepobitym rekordem, jeśli chodzi o płonące świątynie. Żadnemu z księży nic się nie stało, ocalało też prawie całe złoto, co o. Ugarte uznał za cud.
Dziś niektóre sondaże przewidują zwycięstwo Borica, ale inne Kasta, więc w rocznicę tych wydarzeń pod pomnikiem spotkają się też kobiety, które nie chcą iść do nieba. Kast planuje odebrać im możliwość przerwania ciąży, nawet gdy ich życie jest zagrożone. Różnica jest taka, że nie krzyczy, tylko mówi to spokojnie i z miłym uśmiechem, choć, jako gorliwy katolik, oczywiście nie zapomina wspomnieć o Bezgrzesznej Dziewicy.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …