Cały dzień nie mogę wyjść z podziwu nad wynikami ostatniego sondażu, na kogo głosowali by Polacy, gdyby wybory odbyły się 10 kwietnie. Przypomnę: PiS 40,63 proc. KO – 22, 61 proc. To, jak napisaliśmy na portalu Strajk, nokaut.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że łaska sondaży na pstrym koniu jeździ. Wystarczy czasem drobiazg, trafna lub kompromitująca wypowiedź kogoś znaczącego z politycznej partii, by ta zyskała lub straciła kilka, a nawet kilkanaście punktów. Zatem poszukuje nerwowo, co też mogło stać się czynnikiem, który istotnie wpłynął na wyniki badania opinii publicznej.

Najbardziej zauważalnym ostatnio była 12 rocznica katastrofy smoleńskiej, wystąpienie na jej obchodach Kaczyńskiego i jego mocne oświadczenie, popierające wersję zamachu. I następnego dnia przedstawienie przez Antoniego Macierewicza wyników wieloletniej pracy jego podkomisji. Czy to mogło zaważyć na preferencjach wyborczych? Osobiście wątpię. Nie mam szczególnych złudzeń co do intelektualnych horyzontów zwolenników wersji, forsowanej przez Macierewicza. To raczej kwestia wiary niż rozumu i od dawna ugruntowana, zatem to raczej nie miało wpływu na wyniki przywołanego sondażu.

Sadzę, że największy wpływ na skok preferencji na rzecz Prawa i Sprawiedliwości miała wojna na Ukrainie. To prawda, polska propaganda, nie mająca nic wspólnego z obiektywnym informowaniem, a będąca po prostu walcem rozjeżdżającym ludzkie mózgi, też odegrała swoja rolę. Przede wszystkim w tworzeniu atmosfery strachu przed przyszłością. I ludzie to kupili bez grymaszenia. Przestraszeni, byli gotowi do przyjmowania dowolnego komunikatu ze strony władzy. A ta robiła to, czego nauczyła się przez ostatnie 8 lat. Wykonywała ruchy pozorne. Wydawała komunikaty. Mądrzejsze i głupsze, skuteczne i całkiem bezsensowne. Dzięki temu społeczeństwo miało bardzo potrzebne mu poczucie, że ktoś się nim zajmuje. Na to nałożyła się fala ukraińskich uchodźców. Wprawdzie zajmowali się nimi przede wszystkim wolontariusze, ale dzięki temu wyborcy PiS lub wahający się jego sympatycy otrzymali bardzo potrzebny przekaz: Polacy znowu są tymi dobrymi, pomagającymi milionom potrzebujących. To znakomicie poprawia nastroje społeczne. Nie szkodzi, że na polsko-białoruskiej granicy do dziś ludzie nie mogą oczekiwać żadnej pomocy, jeśli nie liczyć grupy desperatów, którzy ryzykując własną wolnością, ratują ich, jak potrafią. To się nie liczy i nie zakotwicza w mózgach zwolennikach rządu.

Wszystko razem dało to, czego każdy człowiek potrzebuje najbardziej – poczucie bezpieczeństwa. Nieważne, na ile uzasadnione. I poczucie stabilizacji. Też dość niewyraźnie zarysowane.

No i tradycyjnie jakieś kompletnie oderwane od rzeczywistości i ludzkich potrzeb zachowanie opozycji, która jest zdania, że lud na nią czeka.

Otóż nie czeka, a obszary, w których porusza się argumentacja opozycji, są tak odległe od realnych ludzkich potrzeb jak kino Luna od Księżyca. O Lewicy nie chce mi się gadać.
PiS już wita się z trzecią kadencją.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…