Pewnie już do was dotarło, może nawet z newsów na naszym portalu, że Kaja Godek z ekipą przygotowali dla Ukrainek pakiet przywitalny.

Jeśli nie, wyjaśniam pokrótce: Fundacja Życie i Rodzina zadbała o to, by kobiety uciekające ze strefy wojny już po wyjściu z pociągu były poinformowane, za pomocą cytatu z Matki Teresy, że jest coś gorszego od wojny: aborcja. W tym celu organizacja, której frontmenką jest Godek przygotowała 200 tys. ulotek opatrzonych znanymi nam doskonale w Polsce zdjęciami „marmolady”, czyli rozczłonkowanych płodów oraz przypomnieniem, że „aborcja to zabójstwo”.

Pewnie trzęsie was z oburzenia, kiedy o  tym czytacie i macie ochotę wykrzyczeć Kai w twarz jaką jest idiotką?

Niesłusznie. Najnowszym działaniom Kai Godek należy kibicować. Wygląda na to, że działaczka ta znalazła się na trajektorii wylotowej z obszaru w jakikolwiek sposób zanurzonego w realności. A to bardzo dobra wiadomość.

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że żadna  z Ukrainek, kobiet z cywilizowanego, europejskiego kraju, nie zainteresuje się tym, co Kaja Godek ma jej do powiedzenia. Mając na głowie znalezienie mieszkania, pracy, szkoły dla dzieci oraz wspieranie emocjonalne bliskich, którzy pozostali za wschodnią granicą, przekaz serwowany przez polskich zygotarian może zostać skwitowany tylko na dwa sposoby: solidnym wtf, albo śmiechem. Może też zostać zwyczajnie zignorowany.

Kaja Godek licząc, że za pomocą pokracznej parareli między ofiarami wojny a spędzonymi płodami, poruszy sumienia, zmieni postrzeganie praw reprodukcyjnych oraz zrekrutuje do swojej organizacji nowe członkinie, demonstruje pogardę dla intelektualnych kwalifikacji obywatelek Ukrainy, sygnalizując, że uważa je za idiotki z zapyziałego kraju, którym można wbić do głów największą ciemnotę.

Organizacja Godek nie tylko błaźni się w oczach nowych członkin tego społeczeństwa, ale też prawdopodobnie zraża do siebie bardziej umiarkowaną,  hołdującą katolickim naukom społecznym, część społeczeństwa. Polacy i Polki, czy to z lewa, czy to z prawa, są dziś myślami i działaniem przy ukraińskich uchodźczyniach. Przyjmują pod dach, wpłacają, pomagają, często już na tych stacjach kolejowych. Każda w miarę trzeźwo myśląca osoba, widząc wygłupy Kai i jej akolitów, pomyśli: nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

Kaję Godek dopadła dość częsta przypadłość, obserwowana wśród tzw. działaczy jednej sprawy. Monotematyczne zafiksowanie wytwarza mgłę mózgową. Tak jak u cieśli ze znanej przypowieści, który łazi po mieście z młotem, wszędzie widząc gwoździe do wbicia. Parając się, w atmosferze emocjonalnej podniosłości, w kółko jednym i tym samym, łatwo stracić kontakt z bazą. Człowieka na takim etapie fanatyzmu cechuje ograniczona zdolność do zdiagnozowania nastrojów społecznych, ważności problemów i uczuć innych ludzi. Włazi ze swoją propagandą topornie, wywołując zażenowanie i kompromitując sprawę, której był rzecznikiem.

W takim momencie znalazła się liderka polskiego ruchu antyaborcyjnego. Zmierza prosto w czarną dziurę. Albo jak kto woli – w dupę. Nie zawracajmy jej statku. Przeciwnie, poklepmy po ramieniu, dodajmy otuchy, niech wiatr dmie jej w żagle.

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …