„Rolą kobiety jest prowadzenie domu” – nad taką tezą dyskutować będą w sobotę Małgorzata Terlikowska i Anna Dryjańska na, uwaga, Uniwersytecie Warszawskim. Wydarzenie ma mieć formę tzw. debaty oksfordzkiej, czyli sporu, w którym nie wolno obrażać rozmówcy, patronatu udzieliło wiele szanowanych instytucji, m.in. Szkoła Liderów czy British Council.
Wszystko oczywiście jest tutaj fikcją – nie ma mowy o uniwersyteckiej debacie, w której żadna ze stron nie ma żadnej naukowej podstawy, żeby zabierać głos. Nie ma mowy o debacie bez obrażania rozmówcy, jeśli jedną ze stron sporu jest Małgorzata Terlikowska, a drugą kobieta uważająca się za feministkę – przecież jedyne, co ma do przekazania publicystka Frondy to przesłanie, że feministki są gorszymi kobietami od niej. Fikcją jest sam temat debaty. Nie tylko dlatego, że omawianie na serio w 2016 roku tego, czy kobieta powinna pracować zawodowo, jest zaprzeczeniem całego dorobku ruchu emancypacyjnego kobiet. Przede wszystkim alternatywa praca-dom jest – w obecnych warunkach późnego kapitalizmu, w peryferyjnym kraju, opierającym gospodarkę na taniej sile roboczej – kompletnie odklejona od rzeczywistości.
W kraju, w którym najczęściej występująca pensja (tzw. dominanta) wynosiła niecałe 1600 zł na rękę mówić o tym, że kobieta może zrezygnować z pracy zarobkowej, żeby „prowadzić dom” i żyć z pensji męża, może tylko żona zamożnego prawicowego publicysty. Terlikowska niestety o życiu rodzin w Polsce wie tyle, co jej mąż o stosunkach analnych – ogólnie bardzo ją ten temat kręci, ale niestety ma mało realistyczne wyobrażenia. Jeśli kobiety nie pracują – a faktycznie zdarza się to częściej niż w przypadku mężczyzn – wynika to z faktu, że na opiekę nad dziećmi musiałyby często wydać więcej niż są w stanie zarobić; że brakuje infrastruktury opiekuńczej zarówno dla dzieci, jak i np. dla osób starszych czy niepełnosprawnych; że ze względu na długotrwałe wykluczenie z rynku pracy trudno jest im na niego powrócić. Najpoważniejszą przyczyną jest zwykle po prostu fakt, że w swoim otoczeniu nie są w stanie znaleźć żadnej oferty, która byłaby w stanie jakkolwiek zaspokoić ich potrzeby. Kobiety mają też gorszą sytuację na rynku pracy, zarabiają mniej i mniej chętnie dostają etaty – w większość gospodarstw domowych bardziej się więc opłaca, żeby to one rezygnowały z pracy na rzecz np. opieki nad dziećmi czy niedołężnymi rodzicami; silny jest też kulturowy wzorzec, według którego postępujący w ten sposób mężczyzna jest „niemęski”. „Prowadzenie domu” to w tych warunkach nie wybór ideologiczny, ale przymus.
Nie rozumiem, czemu Anna Dryjańska zgodziła się na rozmowę z Terlikowską; uważam ten ruch za legitymizowanie stanowiska, według wykonywanie pracy zawodowej przez kobiety to temat do debaty w XXI w. Nie rozumiem, jak można zgadzać się na podobną szopkę na poważnej ponoć uczelni.
Najbardziej jednak denerwuje mnie fakt, że obracamy się w świecie kompletnie fałszywych wyborów i wyciętych z szablonu postaci „feministki” i „matki” (tak jakby były to role rozłączne), medialnej klikalności i chwytliwych haseł, za którymi nie ma żadnej treści.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
Terlikowska to ta, która publicznie opowiadała, jak badała sobie śluz, czyli … grzebała w c…ie, prawda? A wcześniej jej mąż opisywał na prawicowym (sic!) portalu, jak wyskrobywał spermę z dziurawej prezerwatywy, żeby zanieść do badania. Myślałam, że oni pójdą dalej w tym kierunku. Człowiek ma tyle otworów i wydzielin, że cały serial można zrobić omawiając walory węchowe, smakowe, czy estetyczne owych substancji.
A tu proszę, ona się zniża do rozmowy z feministką (!), i to na temat pracy zawodowej (!). Rozczarowała mnie bardzo.
Po pierwsze, Terlikowska jest pseudokonserwatywana, bo kobiety w 19 wieku, nie mogły wypowiadać się publicznie, było to wtenczas nieobyczajne, wulgarne, Tak więc widzimy niezrównoważenie psychiczne, bo ona nawet nie wie że korzystając z debaty, korzysta z tego co wywalczyły feministki, nie wie na jakim świecie żyje i z czego korzysta. Tym samym co innego twierdzi bo ksiądz tak jej powiedział, a co innego robi, bo dzieki feminizmowi może.
Po drugie, kobiety to ponad połowa polaków, więc to połowa mniej kasy w budżecie państwa jak siedzi w domu, to bankructwo państwa, a nie tylko że większość nie utrzyma rodziny z jednej pensji.
Po trzecie, domy wariatów były pełne kobiet bo nastąpił skok cywilizacyjny, a one przez siedzenie w domu wogóle przestawały rozumieć na jakim świecie żyją, więc masowo wariowały. No siedź w domu całe życie, tym samym feminizm miał w sobie instynynkt zdrowia psychicznego. Po najważniejsze, Fric więził kobietę w domu i robił z nią co chciał i to jest efekt właśnie pozostałości starego tradycyjnego modelu.
Zasadnicze pytanie brzmi: czy kobieta to człowiek?
Polacy już od dawna nie potrafią rozpoznać głupców i jak to możliwe, że tak rozumna kobieta, jak Anna Dryjańska, widzi sens rozmowy z Terlikowską. Przypominam jedno z praw Murphy’ego: Nigdy nie dyskutuj z głupcem, ludzie mogą nie dostrzec różnicy.
I jest jeszcze jeden, już bardzo poważny, powód. Człowiek rozumny i przyzwoity nie powinien rozmawiać, a nawet nie powinien podawać ręki, inkwizycyjnym bandziorom, zdolnym nawet do zabicia kobiety w ciąży. Te kanalie powinny być dotknięte całkowitym ostracyzmem.
Święta prawda, z Terlikowską to normą jest brzydzić się po prostu spotkać na zasadzie debaty, i nie piję tu do jej wyglądu itp. tylko do poglądów.
Zgadzam się w pełni. Takie kontakty, w dodatku „debata oksfordzka” – nobilitują barachło.
Pełna zgoda