Prowadzone przez wojsko placówki, do których przewieziono mieszkańców dzikiego obozu Idomeni, powstałego po zamknięciu granicy z Macedonią, urągają ludzkiej godności. Brakuje w nich m.in. bieżącej wody czy prądu.
W Idomeni mieszkało ok. 8 tys. ludzi, którym drogę do Europy Zachodniej zablokowało zamknięcie granicy z grecko-macedońskiej w marcu br. 3 tys. z nich zostało przesiedlonych do tymczasowych ośrodków przygotowanych przez wojsko, jednak panujące w nich warunki są jeszcze gorsze niż w prowizorycznym obozie. W Sindos pod Salonikami uchodźców zgromadzono w brudnych magazynach; namioty zostały rozłożone na gołym betonie. – Nie ma wody bieżącej i opieki medycznej, nie mówiąc o tłumaczach. Nie ma żadnego planu ewakuacji, ochrony przeciwpożarowej. W najtrudniejszej sytuacji są osoby z małymi dziećmi – mówi Phoebe Ramsay, wolontariuszka pracująca z uchodźcami w północnej Grecji od początku roku. – Warunki w nowych obozach są fatalne; nie powinno się w nich trzymać nawet zwierząt – twierdzi. Wtóruje jej Alexandria South, która odwiedziła inną placówkę, znajdującą się w starej fabryce skóry w Salonikach, gdzie również nie ma wody bieżącej. – Nie ma pryszniców, elektryczności, opału. Matki nie mają jak podgrzać wody, żeby zmieszać ją z mlekiem w proszku, nie da się przyrządzić ciepłego posiłku – wylicza. Pierwszego dnia po ewakuacji uchodźcy dostali wodę w butelkach, drugiego już nie. Zdaniem wolontariuszek, warunki bytowe w nowych ośrodkach są trudniejsze niż w Idomeni.
Tym doniesieniom zaprzecza Giorgos Kyritsis, rzecznik rządu ds. migracji, który twierdzi, że we wszystkich placówkach jest prąd i woda. – Na początku pojawiły się problemy organizacyjne i braki, ale będziemy je na bieżąco rozwiązywać. Nie twierdzimy, że warunki bytowe w otwartych placówkach są idealne, ale z pewnością nie ma porównania z dzikim obozem Idomeni. Teraz przynajmniej wszyscy mają dach nad głową; kiedy pada nie mokną i nie muszą taplać się błocie. To chyba zmiana na lepsze, prawda? – pyta Kyritsis. Do poprawy warunkach w obozach wezwała Grecję ONZ.
Równie, jeśli nie bardziej niepokojące, są różnice w liczbie osób zamieszkujących Idomeni i tych przewiezionych do nowych placówek. Okazuje się, że w trakcie ewakuacji wyparowało 4 tys. osób, mężczyzn, kobiet i dzieci. Istnieją obawy, że w tej grupie mogą być dzieci pozbawione opieki, które są wyjątkowo łatwym łupem dla gangów, zajmujących się handlem żywym towarem. Jakiejś części mieszkańców Idomeni udało się prawdopodobnie – z pomocą przemytników – przekroczyć granicę, inni schowali się w lasach.
Liczba osób, przybywających do Grecji, znacznie się zmniejszyła – na podstawie umowy Recapa Erdogana z UE osoby przypływające z Turcji są odsyłane z powrotem do tego kraju. Nie ma to jednak wpływu na liczbę osób, przypływających do Europy – teraz przybywają one z Libii do Włoch. Tylko w czwartek kiedy grecka policja zamykała obóz w Idomeni, włoska marynarka wojenna przeprowadziła 22 operacje, w których uratowano 4 tys. osób, przepływających Morze Śródziemne na dziurawych kutrach. 700 z nich utonęło.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…