W brytyjskich sieciach społecznościowych coraz większą popularność zdobywa idea organizacji masowej odmowy pracy pracowników napływowych. W ten sposób chcą oni zademonstrować swój sprzeciw wobec narastającej fali przemocy i nienawiści, która szczególnie nasiliła się po Brexicie.
Po tym jak obywatele Zjednoczonego Królestwa zadecydowali w referendum, że chcą opuścić Unię Europejską, wiatr w żagle złapała skrajna prawica. Agresywna retoryka stosowana podczas kampanii przełożyła się na wzrost przypadków napaści i agresji wobec obcokrajowców. Z tego powodu imigranci chcą pokazać reszcie społeczeństwa jak ważny jest ich rola. – Powinni jednego dnia nie przyjść do pracy – mówi Matt Carr, pisarz i publicysta urodzony w Anglii inicjator apelu o przeprowadzenie strajku.
Inicjatywa cieszy się coraz większą popularnością. Obecnie udział w proteście zapowiedziało już prawie 10 tys. osób, a kolejne przybywają w błyskawicznym tempie. Czasu na przygotowania do buntu jest jeszcze sporo. Strajk ma się odbyć 20 lutego 2017 roku, w Światowy Dzień Sprawiedliwości Społecznej.
– Miliony moich rodaków, zarówno zwolenników, jak i przeciwników Brexitu są przerażeni i zawstydzeni tym, że Wielka Brytania zamienia się w kraj pełen ksenofobii i nienawiści w stosunku do cudzoziemców. Stąd nasz ruch. Chcemy przypomnieć opinii publicznej i politykom, że imigranci mają swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w Wielkiej Brytanii. I chcemy uczcić ich obecność – tłumaczy Matt Carr.
Odezwa jest skierowana do pracowników wszystkich szczebli i sektorów, bez względu na narodowość. Organizator liczy, że w akcji wezmą udział również rodowici Brytyjczycy, aby w ten sposób wyrazić sprzeciw wobec rasizmu i ksenofobii.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…