Nie ma już właściwie nadziei na uratowanie niemal setki uchodźców, których łódź zatonęła w pobliżu wybrzeży Libii dwa dni temu. Francuski okręt patrolujący zdołał ocalić zaledwie cztery osoby.
To kolejna przerażająca w swojej powtarzalności tragedia: przeładowana migrantami łódź ruszyła nocą w sobotę z Libii na północ. Przemytnicy nie przejmowali się fatalnymi warunkami pogodowymi, uchodźcy wiedzieli, że i tak nie mają innej drogi ucieczki ze zniszczonego wojną domową kraju. Nie przepłynęli więcej niż 50 km. Łódź poszła na dno. Na ratunek ruszył francuski okręt na służbie w ramach operacji ochrony granicy koordynowanej przez Frontex. Jego sygnał usłyszały jeszcze dwa statki handlowe, dołączył włoski helikopter. Nie było jednak za bardzo kogo ratować. Z wody wyciągnięto osiem ciał i zaledwie cztery żyjące osoby. Według ich relacji na łódź załadowano 107 pasażerów. Większość z nich ma teraz status zaginionych, ale trudno łudzić się, że przeżyli.
W ubiegłym roku 361 tys. migrantów, w tym uciekających przed wojną uchodźców z Syrii, Iraku, Libii, Afganistanu oraz państw afrykańskich, dotarło do wybrzeży Europy, z tego jedna trzecia do Włoch – to tam dopływają łodzie z Libii kursujące po najbardziej uczęszczanym szlaku przemytu ludzi od czasu zawarcia kontrowersyjnego porozumienia UE-Turcja. Dla co najmniej pięciu tysięcy uciekinierów podróż zakończyła się śmiercią w Morzu Śródziemnym. Wszystko wskazuje na to, że w 2017 r. lepiej nie będzie. Tylko w ostatni piątek włoska straż przybrzeżna i inne okręty uratowały ok. 550 migrantów. Ilu przepadło w morzu? Nigdy się nie dowiemy.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…