Fakt: Wolontariackie wyprowadzanie schroniskowych psów na spacer to rzecz szczytna i potrzebna.
Mit: Mogą robić to tylko ludzie o lewicowej wrażliwości, wegetarianie, obrońcy praw zwierząt.
Fakt: Psu jest wszystko jedno, jakie poglądy ma ten, kto zabiera go na spacer.
Fakt: Jeśli paradujesz po schronisku, eksponując przepaskę z falangą na ramieniu, to znaczy, że eksponujesz ją przed innymi ludźmi, bo (patrz punkt wyżej).

W ostatnią niedzielę Podlaska Brygada ONR i kibice Jagiellonii z Białegostoku dziarską grupą wkroczyli do lokalnego schroniska – przekazali karmy i koce, zabrali zwierzaki na spacer (obowiązkowo z falangą na ramieniu), obfotografowali się i zamieścili posty z hasłem „love animals, hate antifa”. „Gazeta Wyborcza” napisała o „wykorzystaniu bezdomnych psów” przez ONR. Rozgorzała dyskusja, czy miała rację i prawo wartościować gesty wobec zwierząt.

Dlaczego hasło „love animals, hate antifa” jest niewiarygodne? Pomijając oczywisty zgrzyt już na etapie pierwszego wrażenia (wybiórczość w kwestii „love”), przypomina ona jednorazową akcję kupienia kwiatów maltretowanej żonie. Nie chcę przez to powiedzieć, że członkowie czy sympatycy ONR godzą się na znęcanie się nad zwierzętami. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że są to ci sami ludzie, którzy jeszcze kilka miesięcy temu klękali, kiedy z ambony przemawiał były ksiądz Międlar i mówił o islamskiej inwazji. Ludzie, którzy nawołują do nienawiści na tle rasowym. A nienawiści na tle rasowym nie da się przykryć miłością na tle międzygatunkowym.

Zwłaszcza, że prawicowcy przez lata cegiełka po cegiełce budowali narrację o „ekopedałach” i „wegezjebach”, wchodzili na grupy i fora wegetarian i wegan (które pełne są zazwyczaj treści prozwierzęcych) tylko po to, żeby napisać „zjadłem dziś hamburgera, ale był pyszny, mięsoooo the kurwa best!”. Wpadali na pomysły wysyłania do Muzułmańskiego Związku Religijnego plasterków wieprzowego mięsa w kopertach. Teraz mam uwierzyć, że nagle pokochali zwierzęta? Bo poświęcili jedną wolną niedzielę na spacery połączone z sesją zdjęciową, za co dostali dyplom od miasta?

Moim zdaniem była to sprytnie zaplanowana akcja wizerunkowa, mająca zamknąć usta obrońcom praw zwierząt na zasadzie „wyprowadziliśmy pieski, szach-mat, wegezjeby!”. Niestety, jest to intryga fastrygowana pogrzebaczem. Powiecie: „No dobra, ale skoro goście z falangą propagują jako organizacja coś dobrego (wyprowadzanie piesków) to czemu ich ganić?”. Za cynizm. Wymowy falangi na ramieniu nie osłabia smycz w ręku. Jak najbardziej da się kochać zwierzęta i nienawidzić ludzi ze względu na orientację, pochodzenie, wyznanie. Udowodnił to już jeden taki w latach 40. ubiegłego wieku. Dlatego nie ma co się ani oburzać ani ekscytować gestem narodowców.

Osobiście nie wierzę, że nawet pierwsza część hasła – „love animals” jest autentyczna i wychodzi poza jednorazowy akt mający służyć przyciągnięciu atencji. Zobaczmy, jak zawodowym obrońcom białej rasy przyjdzie regularna, codzienna i żmudna walka o prawa zwierząt. Na razie zrobili sobie najzwyklejszą kampanię reklamową.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. No tak… znowu wiedzący wszystko lepiej.
    Poczekajmy, zobaczymy czy akcja się powtórzy i kiedy.
    Zamiast odsądzać ich od czci i wiary – należałoby pochwalić za inicjatywę i proponować kolejne wsparcie ,,braci mniejszych”?
    Bo krytykanctwo (nawet jeżeli miał to być jedynie lans) nie służy sprawie pomocy porzuconym zwierzętom.

  2. Obrzydliwe jest lansowanie się na czyjejś niedoli, w tym przypadku zwierzęcej. Kto rzeczywiście czuje potrzebę działania, ten robi to bez flag, symboli i zdjęć.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…