Przyznać muszę, z lekkim zdziwieniem przeczytałam artykuł w  Gazecie Wyborczej autorstwa Judyty Watoły pt. Dlaczego Polska bije rekordy zgonów na COVID. „Jest tolerancja dziadostwa”. Dziwi mnie on po udziale we wrześniowym proteście pielęgniarek i pielęgniarzy, oraz po rozmowach, które odbyłam w Białym Miasteczku z pracownikami publicznej służby zdrowia.

Dziwi mnie również dlatego, że ta sama Wyborcza 14 września opublikowała artykuł autorstwa Marty Woźniak i Wojciecha Podgórskiego, także dotyczący Białego Miasteczka. Jego autorzy rozmawiali dokładnie z tymi samymi osobami, z którymi rozmawiałam ja – w tym z Gilbertem Kolbe, młodym pielęgniarzem i rzecznikiem prasowym Białego Miasteczka.

Ale przechodząc w końcu do powodu mojej konsternacji: jak myślicie, czym dla red. Watoły jest tytułowe dziadostwo?

Może partią rządzącą, która jak ognia boi się antyszczepionkowców i śmiałych decyzji politycznych? Nie do końca. Owszem, rządzący też zostają skrytykowani, ale za większość covidowego huraganu pani Judyta obwinia samorządy i… medyków. Wytyka im „niską kulturę płacy i niedouczenie”, wspomina o pielęgniarkach, które „nie przerywają sobie kawy nawet wtedy, kiedy pacjent zaczyna się dusić”. Obrywa się również upartym, opornym na reformy lekarzom.

Aż przypomina mi się rozmowa w PKP z anonimowym jegomościem o orientacji ewidentnie szurskiej, który przekonywał mnie, że COVIDa nie ma, bo pielęgniarki mają czas nagrywać tiktoki.

Z panią Judytą jest jeszcze o tyle OK, że w pandemię wierzy i słusznie wytyka dramatycznie wysoką umieralność na COVID-19, podpierając się statystykami, które ukazują ten dramat na tle innych państw europejskich. Ale z drugiej strony… Skoro dziennikarka tak popisuje się znajomością i analizą danych statystycznych, to aż nie chce się uwierzyć, że nie widziała choćby danych przedstawionych przez OECD, z których wynika, że na 1000 mieszkańców Polski przypada 5,1 pielęgniarek. Chyba już większą koherencją poglądów byłaby zwykła niewiara w pandemię, niż ocenianie stanu radzenia sobie z nią, bez wzięcia pod uwagę sytuacji, w której znajduje się polski personel medyczny.

I uważam za naprawdę niesmaczny fakt, że zaledwie 4 miesiące po wyżej wspomnianym reportażu o mieszkańcach Białego Miasteczka, na łamach tej samej (i dość znaczącej) gazety, publikuje się inny artykuł, który absolutnie pluje tym ludziom w twarz.

Oczywiście nikt nie jest na tyle bezmyślny, aby nie uwierzyć w ewentualne, jednostkowe zaniedbania. Ale to wszystko przypomina mi infantylny sposób rozumowania, który powraca jak bumerang podczas każdego – ale to każdego dosłownie – protestu nauczycieli: moja pani od matematyki była wredną jędzą i oddawała sprawdziany z opóźnieniem, więc całą grupę zawodową nazwę nierobami. Czy pani Judyta leżała pod tym respiratorem i wtedy zobaczyła te kawkujące się, ignorujące pacjentów, pielęgniarki? (Mam oczywiście nadzieję, że nigdy jej nic podobnego nie spotka) .

Na koniec chciałabym przytoczyć fragment oświadczenia dotyczącego artykułu , które napisał i opublikował na swoim profilu wspomniany już Gilbert Kolbe:

„Spójrzcie na statystyki liczebności pielęgniarek na 1000 mieszkańców w Polsce. Spójrzcie na średnią wieku. O tym wszystkim mówiliśmy. Nikt nie chciał nas słuchać”.

No i widzicie, drodzy medycy –  Wyborcza też Was jednak nie słuchała.

 

 

 

 

 

 

 

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Jak globalizacja i neoliberalizm zabijają demokrację

Sykofant to zawodowy donosiciel w starożytnych Atenach. Często hipokryta i kłamca. Termin …