Atak Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników na Syrię mógł zakończyć się znacznie poważniejszymi konsekwencjami.

Amerykańscy wojskowi wygłaszają triumfalne zapewnienia o „zadaniu poważnego ciosu” syryjskiemu programowi broni chemicznej, ale uważniejsze przyjrzenie się przebiegowi i efektom ataku pokazuje, że była to wyłącznie demonstracja – bardzo droga i niespecjalnie skuteczna. Przypomnijmy choćby fakt, że zniszczony ośrodek badawczy w damasceńskiej dzielnicy Barza był sprawdzany przez inspektorów Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznych, która nic zakazanego tam nie znalazła.

Ruina „syryjskiego centrum broni chemicznych” w Barza. fot. sana

Widmo globalnego konfliktu pod pretekstem reagowania na wydarzenia w Syrii jednak całkiem się nie rozwiało. Z informacji podanych przez „Wall Street Journal” wynika, że Donald Trump chciał, by amerykańsko-brytyjsko-francuska interwencja miała znacznie większy rozmach. Atak na kilka wybranych celów był najbardziej ograniczonym z trzech wariantów, jakie prezydentowi zaproponowali wojskowi z Pentagonu. Druga opcja przewidywała nie tylko uderzenia w kolejne miejsca, gdzie w oficjalnej wersji podawanej przez US Army wytwarzana lub składowana jest broń chemiczna, ale i w syryjskie centra dowodzenia. Trzeci plan opisano jako kompleksowe uderzenie, znacząco redukujące możliwości bojowe armii syryjskiej. Miało być w nim użyte trzy razy więcej rakiet typu Tomahawk. Przede wszystkim jednak Trump chciał, by uderzono także w cele rosyjskie i irańskie, gdyby do baz sojuszników wycofały się oddziały i sprzęt syryjskich wojsk rządowych.

„WSJ”, powołując się na źródła dobrze orientujące się w szczegółach podobnych procesów decyzyjnych, podaje, że do tak pomyślanej interwencji przekonywała Donalda Trumpa m.in. ambasador USA przy Radzie Bezpieczeństwa ONZ Nikki Haley.

Przeciwny był sekretarz obrony James Mattis, który uzmysławiał prezydentowi, że atak wymierzony bezpośrednio w rosyjskich i irańskich żołnierzy oraz sprzęt najprawdopodobniej nie pozostałby bez odpowiedzi. Podobne stanowisko miał również zająć niedawno powołany doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. Niegdysiejszy agresywny komentator polityczny Fox News i ambasador USA w Radzie Bezpieczeństwa ONZ miał uznać argumentację Mattisa w kwestii tego, że uderzenie na siły rosyjskie w Syrii nie pozostałoby bez reakcji.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…