Neoliberalny rząd Argentyny ignorował demonstracje i protesty pracowników poszczególnych grup zawodowych, puszczał mimo uszu postulaty związków zawodowych. Czy tak samo obojętny pozostanie w obliczu strajku generalnego w Buenos Aires?

Do dwudziestoczterogodzinnego protestu wezwała największa w Argentynie centrala związkowa – Generalna Konfederacja Pracy – po raz trzeci od wyboru Mauricio Macriego na prezydenta kraju i od momentu, gdy zaczął on wdrażać swój neoliberalny, bezwzględny dla większości mieszkańców kraju program. Odpowiedź na apel była masowa. Stanął cały transport publiczny, od autobusów po samoloty, nie odbyły się zajęcia szkolne, protestowały szpitale. Zamknięte pozostały banki i sklepy. Media społecznościowe obiegły zdjęcia pustych ulic w argentyńskiej stolicy na przemian z fotografiami ulicznych przemarszy, odbywających się przy nasilonej kontroli ze strony policji.

Lista zarzutów związkowców i lewicowych organizacji pod adresem rządu Macriego jest bardzo długa. Najnowsza pozycja na niej to zamiary pozyskania nowych kredytów o wartości 50 mld dolarów w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, który niechybnie zażąda w zamian kolejnych cięć wydatków publicznych. Argentyński rząd odmówił poinformowania opinii publicznej, na jakich warunkach miałaby zostać udzielona pożyczka. Przeciwko rozmowom z IMF, który jest powszechnie winiony za wpędzenie Argentyny w kryzys roku 2001, Argentyńczycy protestowali już w końcu maja.

Pracownicy są również wściekli na szykowaną reformę kodeksu pracy, która osłabi pozycję zatrudnionych w przypadku sporów i przy negocjowaniu wynagrodzenia z pracodawcami, a także zwracają uwagę na rosnące bezrobocie (efekt cięć zatrudnienia w sektorze publicznym zainicjowanych przez Macriego) i wskaźniki ubóstwa. Od wyboru Macriego na prezydenta pensje w sektorze państwowym spadły w Argentynie o ponad 1/5.

Rozpoczynając strajk, jeden z przywódców Generalnej Konfederacji Pracy Juan Carlos Schmid wezwał rząd do korekty polityki gospodarczej. Podkreślił, że przyjęty model postępowania „niesie ludowi argentyńskiemu katastrofę”. Po raz kolejny działacz CGT zaapelował do rządzących, by usiedli z reprezentacją pracowników do stołu i wypracowali rozwiązania satysfakcjonujące dla większości obywateli i obywatelek. Związkowcy uzyskali nieoczekiwane wsparcie Kościoła katolickiego. Przewodniczący krajowej Komisji Episkopatu stwierdził, że bez wątpliwości i wahań można powiedzieć, iż demokracja działa źle, „gdy są w niej wykluczeni, biedni, gdy część ludzi żyje w nieludzkich warunkach”.

To, że sytuacja przeciętnych obywatelek i obywateli pogarsza się, rząd zasadniczo przyznaje. Na spotkaniu z liderami krajowych stowarzyszeń przedsiębiorców minister produkcji Dante Sica nie ukrywał, że siła nabywcza argentyńskich pracowników spadła. To jednak Macriego, który sam jest milionerem, ani jego doradców niespecjalnie obchodzi. Pierwsze komentarze ministrów w związku ze strajkiem uderzały butą i arogancją. Neoliberałowie nie zamierzają iść na żadne ustępstwa ani nawet podjąć negocjacji ze stroną społeczną.

Pracownicy zapowiadają, że jeśli taka postawa rządu się nie zmieni, kolejny strajk potrwa z pewnością dłużej niż 24 godziny.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…