Rządząca Brazylią oligarchia za pośrednictwem prokuratury i sądów najpierw pozbawiła szans na start w wyścigu wyborczym byłego prezydenta Lulę, lidera Partii Pracujących, a teraz uderza także w kandydata, który miał go zastąpić. Nie pomogło mu nawet uśmiechanie się do wielkich korporacji.

To, że kandydatem Partii Pracujących (PT) na prezydenta Brazylii będzie nie uwielbiany przez pracowników i ubogich Lula, a były burmistrz Sao Paulo Fernando Haddad, jest już, po kolejnych wyrokach niekorzystnych dla byłego prezydenta, raczej przesądzone (oficjalne decyzje w tej sprawie zapadną równo za tydzień). Dziś brazylijskie media poinformowały, że i on będzie miał problemy z wymiarem sprawiedliwości – został oskarżony o korupcję. Nie będzie to oznaczało zablokowania jego startu, ale poważnie skomplikuje jego sytuację w razie wyborczego sukcesu, a i na etapie kampanii może przyczynić się do zniechęcania wyborców.

Prokuratorzy utrzymują, że w 2012 r., gdy Haddad starał się o urząd burmistrza Sao Paulo, Partia Pracujących przyjęła w jego imieniu łapówkę w wysokości 2,6 mln reali (ponad 480 tys. dolarów) od wielkiej firmy budowlanej UTC Engenharia. Pieniądze miały pójść na pokrycie kosztów kampanii wyborczej kandydata, zaś w ramach wdzięczności Haddad miał zagwarantować UTC wykonawstwo projektów budowlanych w mieście już po wprowadzeniu się do ratusza.

Fernando Haddad zaprzecza, jakoby kiedykolwiek wziął w takich okolicznościach pieniądze. Jego zwolennicy przypominają, że największe afery korupcyjne dotyczą nie przedstawicieli PT, a rządzącej neoliberalnej prawicy. Karę wieloletniego więzienia za wielomilionową korupcję odbywa m.in. jej przedstawiciel Eduardo Cunha, były przewodniczący Senatu. Zarzuty korupcyjne, a do tego zarzut kierowania organizacją przestępczą usłyszałby także obecny prezydent Michel Temer – gdyby w parlamencie była większość gotowa pozbawić go immunitetu. Prawicowi deputowani obronili jednak swojego człowieka, gwaranta kontynuacji antyspołecznych reform m.in. w obszarze prawa pracy i wydatków publicznych.

Reprezentantowi lewicy nie pomogło zaś nawet puszczanie oka do wielkich korporacji – Fernando Haddad, jak informowaliśmy za Agencją Reutera, w ostatnim tygodniu odbył serię spotkań z menedżerami i członkami zarządów takich instytucji jak JP Morgan czy XP Investimentos. Zrobił nawet niezłe wrażenie, ludzie biznesu komentowali, że w odróżnieniu od przywódców PT okazał się „otwarty na dialog”. Zawsze jednak od „otwartego” lewicowca pewniejszym kandydatem będzie neoliberał. A w brazylijskiej kampanii jest kandydat dla biznesu idealny – pozujący na antysystemowca Jair Bolsonaro, nie bez przyczyny znany jako brazylijski Trump, z niezłymi notowaniami w sondażach.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. A co? Zdziwiony?
    Brazylijska prawica zapatrzona we wzorce amerykańskie jak polska w czarną madonnę…
    A to właśnie z USA przyszła moda na udupianie konkurentów za pomocą prokuratorów i sądów…

    A’propos sądów… jak wam się podoba niezawisłość sędziowska w brazylijskim wydaniu???

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…