Obywatele Ukrainy w znacznej większości pracują w Polsce tymczasowo. Podejmują prace, do których polscy kapitaliści nie mogą znaleźć już chętnych wśród Polaków, a ich wynagrodzenia nie mają negatywnego wpływu na płace w naszym kraju. Ataki na Ukraińców, za to, że „odbierają pracę Polakom” i „powodują spadek płac”, nie mają żadnych podstaw i wynikają jedynie z nienawiści szerzonej przez nacjonalistów.

Wraz z rosnącą liczbą pracowników z Ukrainy w Polsce coraz pilniejsza staje się potrzeba przedyskutowania ekonomicznych, politycznych i kulturowych aspektów ich obecności w naszym kraju, zwłaszcza w kontekście wrogości wobec Ukraińców, jaką przejawiają polscy nacjonaliści. W niedzielę wieczorem w ramach projektu “Warszawa w budowie” odbyła się stolicy dyskusja o warunkach pracy i życia ukraińskich imigrantów. W panelu moderowanym przez dziennikarkę Olenę Babakową wzięli udział: Mirosława Keryk z fundacji Nasz Wybór, publicysta Piotr Wójcik i Ignacy Jóźwiak ze związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza.

Mirosława Keryk rozpoczęła od zwrócenia uwagi na to, że główną zmianą jaka nastąpiła w napływie ukraińskich pracowników w ciągu kilku ostatnich lat jest to, że znaczna większość z nich sprowadzana jest do Polski przez agencje zatrudnienia. Firmy te zajmują się nie tylko zapewnianiem przybyszom miejsc pracy, lecz załatwianiem formalności związanych z pobytem. Niestety uzależnienie w tym zakresie pracowników od pośredników bardzo często prowadzi do nadużyć. Niepewny status prawny (legalność pobytu) bardzo osłabia pozycję zatrudnionych wobec ich szefów, rodzi prekarność zatrudnienia, powoduje zwiększenie wyzysku w miejscu pracy i całkowite lekceważenie praw pracowniczych, lub naraża ich na zwykłe oszustwa, łącznie z niewypłacaniem wynagrodzeń. Zjawisko to jest nasilone w sektorach, gdzie dominują słabo sformalizowane warunki zatrudnienia lub wręcz praca “na czarno”, np. w rolnictwie i budownictwie.

Piotr Wójcik na podstawie danych Barometru Imigracji Zarobkowej oszacował, że w Polsce pracuje dziś ponad milion osób z zagranicy, z czego 80 proc. to właśnie Ukraińcy. Obcokrajowcy są zatrudniani przez 15 proc. polskich firm. Skala imigracji ekonomicznej ciągle rośnie, co jest ciekawe o tyle, że jest to polityka świadomie stosowana przez rząd, który regularnie posługuje się antyimigrancką retoryką. Każdego roku pada kolejny rekord liczby wydanych pozwoleń na pracę: w 2018 r. będzie to prawdopodobnie liczba 300 tys.

Imigranci z Ukrainy nadal podejmują głównie prace fizyczne, często poniżej ich rzeczywistych kwalifikacji/pixabay.com

Imigracja zarobkowa ma charakter stricte krótkoterminowy – 90 proc. Ukraińców i Ukrainek pracuje w Polsce przez najwyżej pół roku, potem wracają do siebie. W ten sposób upada argument stosowany przez środowiska nacjonalistyczne, że napływ pracowników ze wschodu może trwale zmienić skład etniczny populacji naszego kraju. Twarde dane przeczą też obawom, że Ukraińcy “odbierają pracę Polakom”. Przy tak niskim poziomie bezrobocia jak obecnie – około 3 proc. – kapitał zatrudnia osoby z zagranicy głównie do prac, do których chętnych nie znajduje już wśród Polaków. Najczęściej są to proste prace fizyczne, w pewnym stopniu też robotnicy wykwalifikowani i operatorzy maszyn.

Czynnik kosztowy jest drugorzędny przy zatrudnianiu pracowników z Ukrainy – zaledwie 4-5 proc. właścicieli firm deklaruje, że chce ich zatrudniać, żeby ograniczyć wysokość robocizny. Dane makroekonomiczne w żadnym stopniu nie pozwalają twierdzić, że napływ przybyszów ze Wschodu obniża płace w Polsce. Znajdujemy się okresie szybkiego wzrostu płac, a zjawisko to nasiliło się po 2015 r., czyli wraz z bumem imigracyjnym. Obecnie najszybciej wynagrodzenia rosną właśnie w najniższym decylu płacowym, czyli w sektorach, gdzie imigranci są zatrudniani najliczniej – zjawisko to ma związek z “brakiem” pracowników krajowych. W przyszłym roku nastąpi prawdopodobnie spowolnienie gospodarcze, więc zatrudnienie zmaleje, lecz nie przełoży się to na problem bezrobotnych imigrantów, którzy pozostaną w kraju, ponieważ znaczna większość z nich pracuje u nas tymczasowo – wróci więc do siebie zgodnie z wcześniejszym zamiarem.

Ignacy Jóźwiak podkreślił przeszkody na drodze do uzwiązkowienia pracowników z Ukrainy i wyłonienia się wspólnej świadomości klasowej łączącej Ukraińców i Polaków. Problemem jest przede wszystkim izolacja pracowników ze Wschodu od miejscowych, często stosowana celowo przez kapitalistów. Przekłada się to często na gorsze warunki pracy Ukraińców. Tymczasowość pobytu i pracy w Polsce sprzyja prekarności zatrudnienia i brakowi motywacji do podejmowania walki o swój interes klasowy. Jest to problem podkreślany nie tylko przez związkowców, ale i przez ukraińskich pracowników, którzy zamierzają zostać w Polsce na stałe lub przynajmniej na dłużej. Jóźwiak przestrzegł również przed bezkrytycznym przyjmowaniem danych o wzroście wynagrodzeń, ponieważ właściciele firm wypracowali cały szereg mechanizmów obchodzenia formalnie obowiązujących stawek.

Badania zarówno jakościowe, jak i ilościowe wskazują na generalnie pozytywną wzajemną ocenę pracowników polskich i ukraińskich. Animozje na tle narodowościowym zdarzają się, natomiast występują sporadycznie i często mają podłoże ideologiczne. Dyskutantki i dyskutanci zgodzili się, że realne stosunki pracy sprzyjają raczej akceptacji przybyszów z Ukrainy w społeczeństwie polskim. Ciągle aktualne pozostaje jednak zagrożenie w postaci nacjonalistycznych ataków na Ukraińców, a ich zarzewie stanowi narracja prawicowych polityków.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. 3% bezrobocia? A co z tymi, co są na gastarbajcie w Rzeszy czy United Kingdomie? Może to akurat ci, co wyemigrowali nie chcą robić za murzynów, jak Ukraińcy?

  2. Powinniście pójść wreszcie na całość i napisać więcej. „Ukraińcy nie zaniżają” to przecież tylko część prawdy. Cała prawda będzie wtedy gdy napiszecie „Polacy zawyżają”. Eksperci BCC i Lewiatana, Newsweki, Gazety Wyborce, Onety i TVN-y z pewnością się nad tym pochylą z sympatią. Ba-może i sam przenajświętszy Leszek B. o was wspomni w kontekście że nie cała „lewica” jest skażona tym wstrętnym populizmem antykapitalistycznym.
    Za moim oknem budują warszawskie metro. Z polskich pracowników o najniższych kwalifikacjach ostali się tam tylko ciecie-o,pardon „pracownicy ochrony”-emeryci z widoczną niepełnosprawnością. Cała reszta to Ukraińcy, którzy „nie zaniżają bo przyjechali tylko na 3 miesiące”. Te 3 miesiące trwają tam już 3 rok, ale to pewnie nazistowska propaganda jest.

  3. Widzę, że w 3% bezrobocia też już na portalu uwierzyli.

    ”Tymczasowość pobytu i pracy w Polsce sprzyja prekarności zatrudnienia i brakowi motywacji do podejmowania walki o swój interes klasowy. Jest to problem podkreślany nie tylko przez związkowców, ale i przez ukraińskich pracowników… ”

    No cóż, gdyby nie mogli ”oszczędzać” poprzez prekarność zagranicznych pracowników, mniejsze pensje, powodowane tymczasowością, to pracowników zagranicznych w każdym kraju było by może 5-15% w stosunku do tego ilu jest obecnie. Zatrudniających nie interesuje interes klasowy pracownika, ich interesuje maksymalizacja zysku. I dołożą oni wszelkich starań aby poczucie interesu klasowego się nie pojawiło. Na strajk.eu był artykuł o tym, że teraz kapitaliści chcą pracowników z Azji. Jak widać Ukraińcy są dla nich zbyt drodzy, albo ”brakuje rąk do pracy”. Czy nie odbierają pracy?, na pewno stanowią rezerwę mającą wywierać presję na żądania płacowe pracowników miejscowych

  4. „Podejmują prace, do których polscy kapitaliści nie mogą znaleźć już chętnych wśród Polaków”

    Widać, że strajk.eu został już zainfekowany wirusem libertariańskiej propagandy. Jeżeli przyjmiemy libertariańską narrację o „braku” chętnych, to jednocześnie musimy zaakceptować fakt, iż pewne zawody w całości staną się dostępne wyłącznie dla cudzoziemców, którzy m.in. ze względu na czasowy charakter pobytu i różnice w kosztach życia mogą zaakceptować warunki nieodpowiednie dla miejscowych. No chyba, że tzw. „lewicy” marzą się obozy pracy, w których oddzieleni od rodzin obywatele żywią się puszkami i dzielą kawalerkę na pięciu… Ogromna szkoda, że nie dostrzeżono faktu, iż realny deficyt rąk do pracy może dotyczyć jedynie zawodów wymagających wielu lat nauki i praktyki, kiedy podaż nie nadąża za popytem, a nie najprostszych prac fizycznych, które wykonywać może dosłownie każdy.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…