Wezwania do spokoju, apele o współpracę liderów największych partii, rytualne sformułowania o demokracji – ale i jednoznaczne słowa poparcia pod adresem rządu Mai Sandu. To reakcje Europy, Ameryki i NATO na kryzys polityczny w Mołdawii. Wiele wskazuje na to, że wszechwładny do niedawna Vladimir Plahotniuc naprawdę będzie musiał odejść.

Oligarcha nazywany przez politycznych wrogów i komentatorów sytuacji w Mołdawii Lalkarzem, który porusza wedle swojej woli marionetkami na scenie politycznej, teraz ma powody, by czuć się zagrożony. Unia Europejska ma dość sytuacji, w której kierowana do Mołdawii pomoc rozwojowa rozpływa się w kieszeniach jego klanu, a idea eurointegracji traci zwolenników. I Bruksela, i Waszyngton z niepokojem śledziły również doniesienia, wedle których Plahotniuc w zakulisowych rozmowach z Partią Socjalistów Republiki Mołdawii i prezydentem Igorem Dodonem sygnalizował, na jakich warunkach jest gotów przystać na zmianę geopolitycznego kursu swojej Demokratycznej Partii Mołdawii oraz całego państwa.

Zachodnie potęgi, które od lat przymykały oczy na korupcję i zawłaszczanie kraju przez ludzi Plahotniuka, teraz pospieszyły z poparciem dla rządu, który stawia sobie za cel zakończenie jego nieformalnej władzy. Kierująca unijną dyplomacją Federica Mogherini już w niedzielę ogłosiła, że UE uznaje gabinet Mai Sandu i jest gotowa z nim współpracować. Nie będzie zatem brać pod uwagę decyzji Trybunału Konstytucyjnego Mołdawii, który, w pełni zdominowany przez ludzi Plahotniuka, ogłosił, że rząd powstał z pogwałceniem procedur. Nagłe zainteresowanie i zaniepokojenie sytuacją w Mołdawii wyraził również lider frakcji Europejskiej Partii Ludowej w europarlamencie. Joseph Daul stwierdził we wpisie na Twitterze, że Demokratyczna Partia Mołdawii musi „natychmiast drogą pokojową przekazać władzę parlamentowi i rządowi, który reprezentuje wolę większości ludzi”.

Apel o spokój i opanowanie do mołdawskich polityków popłynął również ze strony NATO, chociaż Mołdawia nie jest członkiem sojuszu i pozostaje państwem neutralnym. W ostatnich latach jednak obecność NATO w Kiszyniowie systematycznie się wzmacniała.

Chociaż w takiej sytuacji położenie Vladimira Plahotniuca zdaje się przesądzone, oligarcha jeszcze nie skapitulował. Dziennikarze mołdawskiego portalu NewsMaker widzieli go wczoraj w miasteczku protestacyjnym przed gmachem rządu Mołdawii w samym centrum Kiszyniowa. Do namiotów zwieziono pracowników budżetówki z całego kraju, jednoznacznie sugerując im, że stracą pracę, jeśli nie wezmą udziału w „spontanicznych protestach” po stronie dotychczasowej władzy. Oligarcha ma ciągle po swojej stronie policję, która zablokowała dostęp do gmachu rządu i patroluje centrum mołdawskiej stolicy.

Tymczasem prezydent Igor Dodon wezwał Mołdawian, by stanęli po stronie rządu Sandu. – Wzywam wszystkie instytucje państwowe, merostwa, rady rejonowe, organizacje, stowarzyszenia – występujcie z oświadczeniami poparcia dla legalnego rządu – napisał na Facebooku. Na razie wyrazy poparcia popłynęły z regionów, gdzie tradycyjnie lewica i partie prorosyjskie nie dawały szans „demokratom” – położonej na południu Gagauzji i zamieszkiwanego przez mniejszość bułgarską regionu Tarakliji.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Europa popiera tych co są wygodniej dla elity UE .Oligarchia na Ukrobanderze to UE nie przeszkadzała .UE staje się niewiarygodna

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…